poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sylwestrowo-noworocznie-chorobowo

2012 dobiega końca... może to i dobrze? może z nowym zacznie się lepszy czas dla nas wszystkich? Oby! Rok zaliczam do tych średnio udanych bo zbyt wiele złych wieści w tym roku przyszło ale nie będę się tu teraz rozpisywać skoro już wszystko co związane z tym rokiem pomału dobiega końca. Oby ten nowy, 2013 był szczęśliwy i lepszy niż obecny.

W Nowym Roku życzę Wam wszystkim 12 miesięcy zdrowia, 53 tygodni szczęścia, 8760 godzin wytrwałości, 525600 minut pogody ducha i 31536000 sekund miłości!


ps. dziś tak króciutko bo przez dwie ostatnie nocki walczymy z gorączką u Bombelka, choróbsko mi go rozłożyło całkowicie... masakra. On nie wyspany a o sobie to juz nie wspomnę... dziś chodzę jak cień. 

Sylwek w domu... najchętniej to bym go przespała!
Do napisania w przyszłym :)

piątek, 28 grudnia 2012

Strach ma wielkie oczy

Dziś przeżyłam chwile grozy... a mianowicie: siedzimy sobie wieczorem z Wu. w pokoju, on na kanapie a ja na podłodze oparta o kanapę, akurat sobie siadłam a mały poleciał do dziadka do pokoju, który jakieś 10minut wcześniej był w piwnicy. Mały jak to zwykle robi zaczął biegać od dziadka do nas do pokoju, a że paputki ma takie ze sztywną podeszwą to go słychać jak tupta no i śmiechu przy tym co niemiara zawsze. Ostatnio jednak wszedł w etap "jakby tu otworzyć drzwi?" Począwszy od drzwi do łazienki - tam klamka najniżej i tam najczęściej trenuje, poprzez te do pokoi i kuchni i na klamce od drzwi wejściowych do mieszkania kończąc. No i tu właśnie czas się dla mnie zatrzymał a serce stanęło w gardle. Ciemo już było i chyba całe szczęście. Mój tata jak wrócił z tej piwnicy obładowany słoikami to zatrzasnął drzwi tylko i zapomniał ich na zamek zamknąć. A mały gdy tak biegał i biegał nagle coś mu się przypomniało (z reguły nie podchodzi do drzwi wyjściowych, chyba że w przedpokoju świeci się światło-tu się nie świeciło-albo jak ktoś przyjdzie/wyjdzie no i oczywiście jak wychodzimy gdzieś) podbiegł do drzwi i chwycił za klamkę a drzwi się otworzyły. Minęła chwilka zanim do mnie dotarło, że Bombel jakoś ucichł a przecież DRZWI SIĘ OWTORZYŁY OD MIESZKANIA. Ja na równe nogi i bieg do przedpokoju, za mną Wu. Mały stał przed otwartymi drzwiami za którymi było ciemno chyba w większym szoku niż my sami, że udało mu się drzwi otworzyć no i że się otworzyły (zawsze jak naciskał klamkę to drzwi były zamknięte). Wzięłam go na ręce. Mocno przytuliłam. Powiedziałam, że nie wolno tak otwierać drzwi i poszliśmy się bawić. Później znów biegał od nas do dziadka itd jednak do drzwi wyjściowych już nie podchodził. Dziadek też się wystraszył oczywiście. Też utulił wnusia. Nieźle się tłumaczył później a przecież wcale na niego nie krzyczałam, tylko upomniałam żeby zawsze sprawdzał czy zamknął drzwi. Wiem, że każdemu to się mogło zdarzyć, bo nawet ja jak wychodzę wyrzucić śmieci a mały zostaje z dziadkiem czy z Wu to przecież nie za każdym razem drzwi zamykam na tak krótko na klucz. Jednak zawsze wtedy jestem ja albo ktoś z nim. Na szczęście nic się nie stało ale stracha miałam mega. Masakra.

A tak po za tym to nic ciekawego... Małego od wczoraj męczy jakieś katarzysko wstrętne. Chyba w święta podłapał jak byliśmy u cioci to tam był mojego kuzyna syn i jakiś taki właśnie smarkaty był. Teraz i moja bidulka mała się męczy. Walczymy z choróbskiem i się nie damy :)

A święta, jak to święta. Zleciały tak szybko, że nawet nie wiem kiedy.... atmosfera jak co roku... średnia. tylko radość i uśmiechy Kacpra sprawiały te święta magicznymi. Prezenty skromne ale cieszyły wszystkich więc chyba jest ok. :)

A jutro.... a właściwie to można liczyć nawet dziś... 4lata razem.... :)

niedziela, 23 grudnia 2012

Święta, święta

wpadłam tylko na chwilkę... w końcu ogarnęłam chałupkę prawie do końca tak jakbym chciała. W kuchni już też prawie wszystko gotowe, reszta jutro przed samą Wigilią. Prezenty popakowane czekają w szafkach. Choinka się błyszczy i migocze. Ja (prawie) zdrowa. Bo choć gorączka przeszła zaraz następnego ranka to coś mnie dziś męczy ból brzucha i nie wiem od czego to... Niby wszystko gotowe. Jednak brakuje mi czegoś bardzo, a właściwie to kogoś. Mojej mamy i mojego brata. Pomimo że wszystko gotowe, ja nie czuję tych świąt wciąż. Nie cieszą mnie one chyba tak jak powinny... Mam nadzieję, jednak, że jutro zwolnię tempo, że znajdę ten czas tylko dla tych którzy są tu blisko, na wyciągnięcie mojej ręki, że poczuję ten magiczny czas.

A tymczasem...

Chciałam Wam złożyć życzenia kochane:

W tę Wigilijną noc, niech w Waszym domowym zaciszu, przy Wigilijnym stole, zapanuje miłość, poczucie radości i zgoda. 
Niech rodzinne ciepło doda Wam odwagi w nadchodzącym nowym roku, tak by był jeszcze lepszy od bieżącego. 

Zdrowych, Spokojnych, Szczęśliwych i Pełnych Magii Świąt Bożego Narodzenia życzy A. Ka. i Wu. 

piątek, 21 grudnia 2012

No i się doigrałam....

chodziłam, sprzątałam, wietrzyłam, spacerowałam z Małym. No i mnie dopadło. Trzepie mną jak nie wiem. Pewnie mam gorączkę. Na szczęście mały był wyrozumiały i od obiadu chodził grzecznie, nawet nie rozrabiał, przytulał mamy plecy i był ogólnie mega kochany. Wczoraj rozkładało Wu. Jednak tego pierona jakoś się nie trzymają choróbska. Oby mały się nie zaraził bo święta będą piękne, po prostu piękne.

Dziś przerwa w pieczeniu, sprzątaniu itd. A miał być upieczony sernik i ciasteczka i pomyta porządnie cała podłoga. Jest godzina 19 i ja padam. Chyba zaraz wypiję tylko gorącą herbatę i mykam do łóżka... 

Oby mi szybko przeszło....

czwartek, 20 grudnia 2012

Czy to się kiedyś skończy?

W sensie że porządki świąteczne? Już mam naprawdę dość. Właśnie skończyłam układać w szafie swojej bo ostatnio wyleciały wszystkie półki (chyba za dużo na nich było upchane już?) więc przy okazji część rzeczy poleciała do worka i czeka na wyniesienie do odpowiedniego kosza. Obiadek ugotowany. Czas wstawić pranie i pozbierać jedno z suszarki. Dziś biorę się za ciasto jedno, jutro sernik, w sobotę sprzątanie łazienek a w niedzielę lepimy pierożki, na poniedziałek zostanie tylko usmażenie rybki i świeta. No i w między czasie gdzieś tam w sobotę/niedzielę trzeba będzie zetrzeć jeszcze raz wszystkie kurze i zetrzeć wszystkie podłogi porządnie. Mały znosi to dzielnie - powiem więcej chętnie pomaga :) Mam więc zajęcie dla Niego. Bo zabawki są przecież nuuuudne... :)

Budżet przekroczył już w tym miesiącu wszelkie granice! Szok!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Szalona!

jest godzina 23:48 a ja właśnie skończyłam prasować całą stertę Bombelkowych ciuchów i oglądać "Tylko mnie kochaj" na którego końcówce zawsze ryczę. Zawsze, obojętnie który raz z kolei go oglądam... a było ich już kilkanaście :)

Mały poszedł spać o 21 a Wu. przed 22 pojechał do pracy. A ja zamiast położyć się i odpocząć to wzięłam się za zmywanie podług i prasowanie. Powiedzcie mi proszę, że ja jestem NORMALNA? :)

Dobranoc.! Bo padam na pyszczek. A do rana już tak niewiele godzin zostało...

niedziela, 16 grudnia 2012

15 miesięcy

... zleciało jak szalone. 15 miesięcy temu o tej porze spaliśmy sobie w szpitalu wtuleni w siebie... Taka malutka kruszynka i ja... Dziś maleństwo śpi u siebie w łóżeczku, no i przede wszystkim już nie takie maleństwo. Czas ucieka mi zdecydowanie za szybko i Dziecię za szybko rośnie. Uczy się z każdym dniem. Robi rozbrajające minki. Śmieje się bardzo zaraźliwie. Biega po domu, że czasem ledwo mieści się w zakrętach :) Uwielbia wygłupiać się na dziadkowym łóżku i nie mniej na naszym. Ma swoje dobre i złe dni. Ma humory, zachcianki i inne wydziwianki. Wciąż na maminym cycu. Wciąż synek mamusi. To się nie zmieni nigdy.

Jakoś szybko mi te 15 miesięcy zleciało. Odkąd na świecie jest ON czas pędzi szybko... za szybko.!

piątek, 14 grudnia 2012

Pachnie świętami, brzmi wspomnieniami...

Leżę w pachnącej świeżej pościeli, uwielbiam ten zapach i zapach wlatującego do pokoju mroźnego powietrza zza okna...

Popełniłam dzisiaj pierwszego w swoim życiu piernika... teraz czeka na swój dzień czyli na święta. Pachniał obłędnie. Zarówno w trakcie przygotowania jak i zaraz po wyciągnięciu z pieca. Mieszanka cynamonu, goździków, gałki muszkatołowej, jałowca i czarnego pieprzu - mistrzostwo świata!

Bombelini śpi, Wu. właśnie wrócił z pracy, w uszach brzmi FOKUS...


Tak brzmiały nasze początki... wzięło mnie na wspomnienia... Pamiętam jak razem słuchaliśmy jego kawałków leżąc wtuleni w siebie w ciemnym pokoju... Liczyło się tylko to że mamy siebie obok. Dziś tak wiele się zmieniło, ale te rytmy wracają mi tamte chwile... potrzebuję ich... dają mi wiarę w to, że Wszystko Będzie Dobrze.... Musi.!

środa, 12 grudnia 2012

bo data mi się podoba :)

I dlatego korzystając z tego że mały jeszcze tnie popołudniową drzemkę to ja skrobnę to i owo. A właściwie to nic szczególnego do przekazania nie mam bo ostatnio wszystko mnie wpienia. Wciąż przychodzą jakieś listy upomnienia o zapłacie bo przez okres kiedy pracował tylko Wu porobiło się trochę zaległości bo nie wszystko byliśmy w stanie popłacić i teraz trzeba ze wszystkim nadgonić a dostawcy jakby się końca świata bali czy co. No ale przecież wszystkiego w jeden miesiąc nie jesteśmy teraz w stanie popłacić tym bardziej że idą święta, chciałoby się je jakoś spędzić, miesiąc przeżyć może chociaż jakieś tanie prezenty drobne pokupować a tu co? lipa. Doła mam mega przez to ostatnio i wszystkiego dość ogólnie. Marzy mi się wygrana w totka żeby to wszystko popłacić i mieć święty spokój.

Zasypało nas śniegiem odrobinę, małemu spacerki się podobają a szczególnie jak widzi że pług jedzie i odśnieża to cieszy jak szalony :) Gorzej jak pług już pojedzie to wtedy jest ryk że jego już nie ma :)

Wu. zaraz idzie do pracy a my z małym całe popołudnie sami... będzie zabawa i sprzątanie? Może ciasteczka byśmy upiekli? :) Bo co tu robić całe popołudnie?

czwartek, 6 grudnia 2012

Składowisko - czyli znów wszystkiego po trochę.

6 grudnia jest znany jako MIKOŁAJKI. Więc i do naszego Maleńkiego przyszedł dziś "mikołaj", co prawda Bombelek nie widział go ale swoje od Niego dostał. Właściwie to dostawał przez cały tydzień po troszkę, dawkowaliśmy mu te prezenty żeby w jeden dzień nie "oszalał" z radości i za szybko się nimi nie znudził. Tak więc we wtorek dostał autko od dziadka i torbę słodyczy. Od nas dostał w poniedziałek zabawkowy dyktafon, który gra jak się naciśnie a dziś dostał od nas książeczkę z obrazkami i od drugiego dziadka torbę słodyczy. Radości było co nie miara. Każda rzecz cieszyła bardzo, teraz każdego dnia bawi się nowymi zabawkami i widzę, że póki co jeszcze go one interesują. Tak więc narazie są hitami! Słodycze dawkujemy pomalutku, z racji tego, że czekolady nie za bardzo może więc czekoladowe rzeczy albo zjada tata albo mama - w końcu o nich mikołaj w tym roku całkowicie zapomniał a chyba też im się coś od życia należy tym bardziej, że mamy na to chyba pozwolenie Bombelka bo jak już sam coś dostanie to pierwsze co to leci podzielić się z każdym domownikiem akurat obecnym :)

Śnieg. Sypie sobie u mnie za oknem, robi się tak ślicznie biało. Dla mnie to magiczny czas. Uwielbiam to. Uwielbiam jak pada śnieg, wszystko pokrywa się białą "pierzynką". Kocham ten widok. Oby ten śnieg leżał aż do świąt i oby go przybywało.

Świąteczne porządki? U nas już zaczęte. Zaczęło się od wyprania WSZYSTKIEGO co Bombelkowate, tzn. ciuszków, kocyków, ręczników itd w specjalnym dziecięcym proszku. Od jakiegoś czasu prałam razem z naszymi ciuchami i początkowo nic mu nie było. Później jednak jak same wiecie zaczęły się pojawiać plamki, twierdziłam, że to alergia na jakieś jedzenie. Więc i jedzenie alergizujące odstawiliśmy. Teraz wszystko poprane, ja skrzętnie od 3 dni wieczorami stoję i wszystko prasuję. Bombel kąpany w "krochmalu". Widzę poprawę, więc może to było tylko od tych płynów? Zobaczymy. Po za praniem, wczoraj sprzątnęliśmy cały pokój. Dziś umyłam już WSZYSTKIE okna. Sztuk 7 dużych. Popraliśmy firanki. Teraz tylko je poprasować i popowieszać. W szafkach zrobione porządki. Wszystko poukładane, wszystko zaczyna mieć swoje miejsce. Zostanie nam tylko starcie kurzy i zmycie podłóg ale to się robi praktycznie co chwile, więc to normalka. Te większe porządki jednak już mamy prawie za sobą.

Odpoczywam. W końcu po trzech dniach stania wieczorami przy żelazku. Dziś mam już dość. I choć jeszcze parę rzeczy do wyprasowania jest to dzisiaj jest przerwa. Muszę nabrać sił więc siedzę piję herbatkę, zajadam ciasto i czytam Wasze blogi :)

Mam już w miarę zaplanowane co zrobię na święta do jedzenia. O ile moi "kochani" teściowie się zgodzą i przyjdą i będę robić te święta w domu. Bo to się jeszcze okaże jak mama Wu w przyszłym tygodniu przyjedzie. Muszę z nią pogadać po prostu.

.... to chyba już tyle na dziś? bo sama już nie wiem czy jeszcze coś Wam miałam napisać :) Odezwę się znów niedługo, obiecuję ;)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Na każdy temat słów kilka...

Nazbierało się trochę myśli w mojej głowie... mam nadzieję, że zdąrzę je tu zapisać zanim Bombelini wstanie z południowej drzemki... Więc do dzieła, (aha uprzedzam, że może być chwilami wulgarnie):
Primo po pierwsze: Wkurzają mnie "Mądre rady" najbliższych mi osób. 
Chodzi konkretnie o mamę, tatę i teściową. Teść się prawie wogóle nie odzywa więc może dlatego chwilowo nie denerwuje... Moja mama jak jej powiedziałam, że ostatnio kilka nocy śpimy z Kacprem, a raczej On z nami to stwierdziła "nie ucz go tak, bo się przyzwyczai i nie będziecie mogli go tego oduczyć". A gówno prawda. Kacper miał kilka złych nocy. On się męczył budził co chwila, może przez zęby a może tak po prostu. Mnie to męczyło bo wstawałam co godzinę. Gdy wzięłam go do nas do łóżka spał ładnie nawet po 3 godziny. (choć wiem, że to i tak szału nie ma, ale dla mnie to dużo!) Więc razem spało nam się fajnie i lepiej. Dziś spał już w łóżeczku i było ok. Co prawda i tak wylądował rano u nas w łóżku ale to dla mojego widzimisię :) Lubię jak budzi mnie wkładając mi palec do oka albo robiąc "baran buc" :)
Moja teściowa jak usłyszała, że dalej go karmię piersią stwierdziła, "a może zacznij go już oduczać?" jak zapytałam niby czemu, to powiedziała, że no przecież taki duży już i w ogóle a dalej na cycu... No i co z tego, że duży?! Skoro i Jemu i mi wychodzi to na dobre. Ja się nie denerwuję. On dostaje cyca w nocy i w dzień jak idzie spać albo jak ma chandrę, i chce i już. Czy coś w tym złego? Je normalne rzeczy. Coraz więcej. A to, że w nocy dostaje cyca to komu to przeszkadza? Szkodzi to komuś? Nie. Więc będę karmiła tak długo jak tylko ja i On będziemy tego chcieli.!
Czasem jest tak, że Kacper ma humory i jak mu coś nie spasuje albo nie da mu się czegoś co On chce to się kładzie na podłogę i wali głową ale tak że nic sobie nie zrobi, chce zwrócić swoją uwagę i dostać to co On chce. Ja zaczęłam nie zwracać na to uwagi. Znaczy się - widzę i kontroluję czy aby napewno nic sobie nie zrobi ale nie reaguję. Nie krzyczę czy coś. Zazwyczaj nie reaguję albo ewentualnie mówię "przestań" i go przytulam. Aż się uspokoi albo zainteresuje czym innym... Tata ostatnio stwierdził, że MUSZĘ go tego oduczyć bo będzie tak starał się wymusić coś. A ja wcale tak nie uważam. Każde małe dziecko jak coś chce to tak robi, nie zna innego sposobu na zwrócenie uwagi, na to by dostać "to coś". Praktycznie u każdej z Was chociaż raz takie coś można przeczytać, że dzieci tak robią. Ale to co? Że mam niby nim szarpać czy go zbić żeby tak nie robił? NIE. Nie chcę żeby się mnie bał i robić tak nie zamierzam.! Rozmowa, przytulanie - tak. Bicie - stanowcze NIE.!
Primo po drugie: Wu. i Jego urlop.
Nie wiem czy Wam wiadomo czy nie, ale mój Wu. ma urlop od tygodnia i jeszcze tydzień przed nim. Na spacerze z nami był raz i to na dodatek u swoich dziadków, tak to mu się nie chce. Szlag mnie trafia, z tym moim chłopem bo nic nie idzie z nim sobie zoorganizować. Wiecznie zmęczony, wiecznie musi odpoczywać, nic nie zaproponuje sam z żadną inicjatywą do czegoś sam nie wyjdzie. I wkurza mnie to niesamowicie, tym bardziej, że wiem, że to przez to jak był wychowany, jak był traktowany jak był mały. Ma jakąś cholerną gierkę i spędza przy niej prawie 24 godziny na dobę. Jak mówię, żeby pobawił się z Bombelkiem to akurat musi coś zrobić albo akurat dopiero co włączył coś tam. Nosz kurwa jego mać. Naprawdę mam tego serdecznie dość. Powiedziałam mu ostatnio, żeby się nie zdziwił jak za rok albo dwa Jego własne dziecko nie będzie go zauważało tak jak on teraz nie zauważa Małego albo robi to tylko przez pół godziny dziennie. Już teraz jest tak, że ja nawet do łazienki jak idę to nie zatrzaskuję drzwi bo wiem że mały zaraz przyleci z płaczem. Do sklepu jak ostatnio poszłam to podobno strasznie płakał a Wu pisał mi smsy żebym szybko wracała. Mam tego dość. I nawet moje próby nakłonienia go do zabawy z małym najczęściej kończą się fiaskiem....
Primo po trzecie: Wkurza mnie wszystko.
Od powyższych sytuacji poprzez pogodę za oknem i to, że idą święta a ja nie mam ani pomysłu na prezenty ani z kasą nie wiem za bardzo jak bo musimy popłacić trochę zaległości. Wiecznie wszystko jest nie tak jak być powinno. Czy to się kiedyś zmieni?

Wiem marudno i upierdliwie, ale musiałam to gdzieś, komuś z siebie wyrzucić. Po prostu mam już tak wielu rzeczy dość i tak wiele rzeczy mnie wkurza, że aż mnie nosi...

sobota, 1 grudnia 2012

Mały Mądrala!

Mój Mały Mądry Synuś! Dziś pierwszy raz SAM wszedł na krzesło. Przepraszam... najpierw mnie z niego zgonił, a dopiero później wszedł SAM na krzesło nie pozwalając mi go nawet trzymać :) Byłam w wielkim szoku! Jestem do teraz. A to dlatego, że krzesła są wyższe niż nasze łóżko, na które ma problem z wejściem ale jednak z krzesłem sobie świetnie poradził. Ciekawe czy jutro powtórzy swoje wyczyny? :)

Mówiłam już też, że z każdym dniem coraz więcej rozumie? Czasem siada w przedpokoju i wyciąga buty swoje albo moje i jak się go pytam co on chce to pokazuje mi na drzwi i macha "papa" rączką. Jak chce coś dostać to stoi i pokazuje na to paluszkiem i "gada" coś po swojemu. W większości rzeczy to tylko ja go rozumiem, no ale cóż poradzić - mama jest niezastąpiona :) Mała mądrala mi rośnie!

A czy mówiłam, że Wu. od tygodnia ma urlop? I jeszcze tydzień będzie w domu? A ja już mam dość...? Ehh.... masakra z tym moim chłopem.!
A i nie wiem czy Wam się chwaliłam, że tata w końcu dostał pracę? I on i ja jesteśmy mega szczęśliwi! Ja jestem z Niego dumna! Cieszę się, że chociaż z tym mu się udało!

A od dzisiaj zamierzam prowadzić domowy budżet :) Przez cały listopad pisałam sobie w zeszycie ile codziennie wydaję... wyszła naprawdę niezła sumka. Teraz mam zamiar zrobić to na kompie w trochę innej formie. Zobaczymy jak to wyjdzie :) W końcu ktoś musi kontrolować wydatki, bo inaczej przy naszych możliwościach to "z torbami byśmy poszli" :D hehe. Tak więc idę coś kombinować w "ukochanym" excelu...

wtorek, 27 listopada 2012

Jest lepiej

Czujemy się już znacznie lepiej. Mi się wydobrzało do końca, mały jeszcze trochę charczy noskiem ale już coraz mniej. Za to nasza "alergia pokarmowa" spędza nam sen z powiek... Odstawiliśmy dosłownie wszystko co może uczulać a plamy na skórze i tak zostały a nawet się powiększały momentami. Stwierdziłam więc, że to raczej nie od jedzenia... a teraz od czego? Jakieś pomysły? Płyn do prania? Czy może jeszcze co innego? Kąpiemy się od kilku dni w krochmalu, znaczy się mały się kąpie. Jest lepiej. Nie używamy żadnych kremów tylko jedyną diprobasę. Czyli tak naprawdę wazelinę i parafinę i widzę, że jest lepiej. Skóra mniej zaczerwieniona i jakby gładsza. Tylko szkoda że mały się tak drapie, że aż rozdrapuje jak nie zdążę zareagować... Jednak i z tym damy sobie radę.

Ostatnio zrobił się strasznie marudny i płaczliwy. A najlepsze albo najgorsze - zależy jak na to patrzeć - jest to, że najchętniej to wisiałby cały czas na cycu jak malutki miesięczny dzidzia i nic innego nie jadł. No ale jednak od czasu do czasu uda nam się zjeść coś "normalnego". Tyle, że kaszki chyba się przejadły. Hitem jest jajecznica - ale ileż można. No to teraz mi się chwalcie kochane - o ile jeszcze ktoś tu zagląda - co dajecie swoim pociechom do jedzenia? W sensie na obiad i kolację bo z obiadem jakoś sobie radzimy :)

A ja... chyba potrzebuję jakiejś zmiany, w pokoju? na blogu? gdziekolwiek? Coś muszę zrobić dla siebie i świata bo oszaleję. Monotonia i ponury humor mnie dopadł? No ale jakby inaczej skoro za oknem buro i ponuro i zero słońca?

środa, 21 listopada 2012

Wszyscy mają katar, mam i ja!

Tak właśnie, skoro wszyscy na blogach chorują to i nas dopadło... Mały dzisiaj obudził się ze strasznym kaszlem i pod nosem miał glutki, ja całą noc i cały dzień chodzę z papierem przy nosie bo chusteczek to bym musiała nie wiem ile paczek kupić.... eh. Kurujemy się i siedzimy w domu nie wynurzając nosa bo za oknem zimno i mgła wstrętna i ogólnie to ponuro jest i brzydko. Ostatnio wcale nie chce nam się nosa z domu wystawiać....

Mam nadzieję, że małemu szybko przejdzie bo nie lubię jak go tak męczy... Może syropek z cebuli i malinowe kaszki i herbatki pomogą? OBY!

czwartek, 15 listopada 2012

O kuchni słów kilka i o rannym ptaszku.

Powiedzcie mi dziewczyny czy można kochać jakieś pomieszczenie w domu? Bo tak się zastanawiam ostatnio i dochodzę do wniosku, że owszem można. Jedni kochają salon gdzie rozkładają się przed telewizorem i nic nie robią. Inni kochają łazienki bo mogą się tam pięknić i sobą zachwycać. A ja? Ja kocham... KUCHNIĘ. I obawiam się, że zaraziłam tą miłością syna :) Spędzamy tam ostatnio najwięcej czasu. Razem. Bawiąc się. Gotując. Jedząc. Sprzątając. Wszystko tam robimy razem. Gdy ja chcę coś zrobić Mały bez problemu zajmuje się "gotowaniem". Wyciąga sobie garnki i łyżki na podłogę i tak spędza bardzo wiele godzin dziennie :) Ja w tym czasie mogę gotować na prawdę, piec i robić cuda wianki. Jednak pod warunkiem, że jestem z Nim w tej kuchni. Takim oto sposobem dziś kuchnia błyszczy. Zrobione są już można powiedzieć przedświąteczne porządki. W szafkach poukładane, pomyte, posegregowane. Co potrzebne zostało, co nie - bez wahania lądowało w koszu. Zrobiło się zatem więcej miejsca w szafce na kubki bo parę było uszczerbionych ale jakoś nie miałam serca ich wyrzucać bo zawsze lubiłam w nich pić. A dziś w końcu przyszła na nie pora. Wylądowały w koszu, z nadzieją, że kupię sobie nowe, ładniejsze :) Blaszki w końcu są w jednym miejscu a nie w trzech szafkach i jeszcze w kuchence. Wszystkie mąki, kasze ładnie, równiutko stoją w szafce. Wszystkie ozdoby do ciast, i wszystko co przy ciastach się przydaje ładnie poukładane w pudełeczkach a to w szafce. No i to co w ostatnich dniach udało mi się nabyć i co niezmiernie cieszy moje oczy i serce - nowe słoiczki na przyprawy i nowe przyprawy, które po uchyleniu wieczka czarują tak piękne zapachy i przywołują milion smaków i potraw, że aż człowiekowi od razu lepiej na serduchu. Kocham kuchnię, kocham piec i gotować, choć jednak to pierwsze bardziej bo lepiej mi wychodzi :) może kiedyś na prawdę uda mi się "zarazić" syna tą miłością do gotowania i pieczenia? Może mam właśnie w domu Mistrza Kuchni a jeszcze o tym nie wiem? :)


Póki co mój Mały Mistrz śpi... Pobudkę zrobił sobie dziś o 5:40 jak Wu. wychodził do pracy. Cały dzień chodził jakiś taki niewyspany i było widać to po Nim.. aż w końcu padł... o 17! O 19 zrobił sobie znów pobudkę ale udało mi się go dalej położyć, tylko martwi mnie to, że miał bardzo rozpaloną główkę... Martwię się żeby go nie rozłożyło. Mam nadzieję, że do rana mu przejdzie...
I tak zastanawiam się czy to takie spóźnione po szczepieniu... czy to może po dzisiejszym mroźnym spacerze?

środa, 14 listopada 2012

Szczepienie

Mamy już za sobą szczepienie na Odrę, Różyczkę i Świnkę. Następna za trzy miesiące. I ta na jakiś czas już ostatnia... Potem długo nic. Bardzo mnie to cieszy. Bo choć cały dzień minął nam dobrze Bombel po szczepieniach nie gorączkuje, nie marudzi itp. ale samo szczepienie było istną masakrą. W sumie to wcale mu się nie dziwię. Obce miejsce, obce osoby i to na dodatek wcale nie za miłe... eh nie mają ludzie podejścia do małych dzieci kompletnie... :( Wkurzało mnie podejście lekarki i pielęgniarki szczepiącej ale co miałam zrobić? Na szczęście było szybko w miarę. Bombel szybko zapomniał. W domu był już s powrotem wesoły i roześmiany :)


poniedziałek, 12 listopada 2012

Bezmózgi - uwaga bo gryzę!

To co dziś stało się na naszym spacerze przeszło wszelkie możliwe granice. Do tej pory jak o tym myślę to aż mnie trzęsie. Ze złości. Ze strachu. Z bezradności. 

Idziemy sobie aleją spacerową u nas w mieście.W pewnym momencie w naszą stronę idzie grupka gimnazjalistów, jakieś 2-3 metry dalej stoi kolejna - 4 dziewczyny. Zbliżając się do nich, nic nie wyczuwałam. Nagle gdy byliśmy na równi tej wędrującej grupki w podnóżek wózka uderzył kamień wielkości mojej pięści albo większy rzucony przez jedną z tych 4 dziewczyn. Zobaczyłam go w momencie gdy był 10 cm przed nami. Podobno rzucała w tą wędrującą grupkę, nie w nas. Nawet nie miałam jak zareagować. Całe szczęście, że uderzył tylko w podnóżek a nie odbił się albo nie uderzył w Kacpra bo chyba bym te dziewczyny rozszarpała na drobne kawałki. Dostały ode mnie taką zjebkę, że stały jak wmurowane. Nie potrafiły z siebie wykrztusić słowa. Jedynie na końcu padło ciche przepraszam. 
Na szczęście Kacprowi nic się nie stało, nie dostał nawet w nóżkę, nie płakał i właściwie to nawet pewnie nie wiedział czemu mama tak krzyczy. Ale jak już to się stało to widziałam przed oczami najgorsze scenariusze. A gdyby tak dostał w twarz, w głowę, w brzuch, gdziekolwiek!? Nawet nie chcę o tym myśleć. Pisząc to jestem cała "sztywna". 
Cały spacer do końca szłam trzęsąc się. Jednocześnie było mi tak gorąco, że ani szalik ani zapięta kurtka nie były mi potrzebne. Co chwilkę zaglądałam do Kacpra, bo siedzi teraz przodem do kierunku jazdy - tak jest przecież o wiele ciekawiej dla Niego. Głaskałam, dawałam żelki które uwielbia. W domu wzięłam na ręce i tak mocno przytuliłam... Gdyby coś mu się stało.... 
Nawet nie chcę o tym myśleć... 

Zastanawiam się tylko skąd biorą się takie dzieciaki. Do cholery gdzie oni mają mózg?! Czy tak trudno pomyśleć, że jak idzie kobieta z wózkiem, z dzieckiem to się takich rzeczy NIE ROBI?! W ogóle się takich rzeczy nie robi, ale tym bardziej gdy idzie ktoś Z MAŁYM DZIECKIEM! 

Może jutro będzie lepiej. W tym momencie dalej się trzęsę jak tylko o tym pomyślę. Patrzę na śpiącego już Bombelka. Wygląda tak słodko. Tak mocno go kocham. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł zrobić mu krzywdę. Tak bardzo się o Niego bałam i boję... 


niedziela, 11 listopada 2012

O ząbkach, zabawach i zachciankach, czyli 3Z

No i mamy. Co konkretnie? Dwie górne dwójeczki! Które cisnęły się do nas jednocześnie i w tym samym czasie pokazały się po tej stronie dziąsełek :) Powodowało to ogólnie niewyspanie ale po za tym było znośnie. Mam nadzieję, że teraz znów na jakiś czas będzie cisza. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się wyspać choć trochę?

Dziś od rana piekły się muffinki bo moim facetom się zachciało. Ostatnio jak w domu nie ma upieczonych jakichś ciastek, ciasteczek, babeczek albo ciasta to jest takie marudzenie że szok. Więc robią się jakieś wypieki prawie, co drugi dzień bo i znikają w strasznym tempie. 

Mały akurat chwilowo śpi. Obiad się robi. W końcu chwila dla mnie. 
Bombel ostatnio ma zadatki na MasterChef'a:) najchętniej przebywa ze mną właśnie w kuchni, wyciągając wszystkie możliwe garnki i łyżki do tego ziemniaki i bawi się. Przekłada ziemniaki do róznych garnków, miesza, znów przekłada, przenosi itd. itp. Nawet o "dostawę do odbiorcy" się mój kochany Szkrab martwi bo jak już mu się znudzi to mieszanie to przyprowadza do kuchni swoje autko-wywrotkę, tam pakuje garnek i ziemniaczki i jeździ tak po kuchni :) Gdy coś piekę i widzi, że w piekarniku się "świeci" to nie podchodzi do niego, a z daleka robi "fu, fu" i dmucha :) 
Dni lecą nam strasznie szybko. Za chwilę będzie 14 miesięcy za nami. Synek rośnie. Zaskakuje każdego dnia. Gdy go o coś pytam to prawie zawsze wie już o czym mówię, potrafi pokazać paluszkiem na wiele rzeczy o które pytam i czasem przynieść coś jeśli o to proszę. Dalej jest strasznym śmieszkiem i całuśnikiem :) Jak tak dalej pójdzie to będę sie musiała martwić co to będzie jak dorośnie :D

A co do ostatniego wpisu o alergii na mleko to chodziło mi konkretnie o mleko krowie i wszystko co jest na jego bazie zrobione.... 

czwartek, 8 listopada 2012

alergia na...

mleko... coś co ostatnio nie daje nam spokoju. Była, przez pewien czas zniknęła a teraz znów jest. Mały ma na ramionach i szyi takie suche plamy. Smaruję mu to maścią. Dziś byliśmy u lekarza przepisała nam inną i wapno... A tymczasem ja zastanawiam się w czym jeszcze może być mleko i czego jeszcze Bombelkowi podawać NIE mogę. Ograniczam wszystko co mogę i staram się zastępować czy innym albo robić po prostu bez mleka. Teraz robią się ciasteczka na kleiku, bo mały uwielbia słodkie a skoro nie mogę mu dawać gotowych biszkopcików itp to postanowiłam zrobic coś takiego, a wieczorem upiękę biszkopta. Po prostu lubi do kaszy albo deserków zjeść biszkopta... Zastanawiam się czy macie/miałyście podobny problem? Może macie jakieś sprawdzone przepisy na rzeczy dla dzieci bez mleka?

Ostatnio zastanawiam się też nad gotowaniem na parze, bo choć nigdy tego nie robiłam i nie próbowałam to mnie to kusi... problem w tym, że sprzęt mam niemiecki i nie bardzo wiem jak się do niego zabrać... ehh...

wtorek, 6 listopada 2012

Najwyższa pora...

... coś tu napisać, bo jeszcze trochę a bloga pokryje gruby kurz i wtedy to już naprawdę będzie trudno.

Jednak, jak pisać, gdy na głowie same zmartwienia, problemy i niechęć do wszystkiego co nas otacza (no po za własnym jedynym CUDEM jaki się ma?). Ostatnie miesiące, tygodnie i dni nie przynoszą żadnych nowych, dobrych wieści. Ciągle coś jest na NIE. Ciągle coś się psuje, albo w domu, albo w relacjach między najbliższymi mi ludźmi.
Między rodzicami nic na lepsze się nie zapowiada. Między mną a Wu. jest coraz gorzej. Czasem zastanawiam się czy to co między nami kiedyś było się skończyło, ulotniło czy jeszcze inaczej zdegradowało? W każdym bądź razie, nie jest najlepiej.

Jedyną osobą z którą NIC się nie psuje w relacjach jest oczywiście Synuś. Jedyny. Niezastąpiony. Mój Mały prywatny Rozweselacz :) Jest małym śmieszkiem. Uwielbia się przytulać, cmokać i ogólnie wygłupiać z mamą. Przytulasy z tatą też nie są złe, jednak pocałunkami obdarza w większości tylko mamę, szczególnie takimi, gdzie później pół twarzy mam mokre :). Potrafi coraz więcej. Przybija "piątkę", daje cześć, macha "papa", daje buziaka, jak się go o coś pytam to w bardzo wielu przypadkach wie o co mi chodzi i albo pokazuje paluszkiem, albo biegnie do danej rzeczy, albo jak już mu się nie chce totalnie nic to patrzy tylko w daną stronę :) Układa piramidkę z takich kółek nakładanych na stożek, zazwyczaj z czyjąś pomocą ale cieszy mnie sam fakt, że potrafi się na takich rzeczach skupić na chwilę. Stara się wkładać klocki do domku w odpowiednie otworki odpowiedni kształt, choć i tu trzeba podpowiadać ale sam również nieźle sobie radzi. Wchodzi coraz częściej sam na łóżko, choć do łóżeczka wejść sam nie potrafi, musi mieć jakąś podpórkę - najlepiej to mamy nogę albo rękę :). Sam włazi do autka i do wywrotki a co najgorsze gdy już mu się uda tam wejść to czasem próbuje stawać w autku na siedzonku a w wywrotce w samej przyczepce co przyprawia zarówno mnie jak i Wu. o zawał serca bo już raz mu się wypaść zdarzyło i teraz za każdym razem się boimy i od razu każemy mu usiąść albo go wyciągamy. Najczęściej jednak go wyciągamy bo usiąść nie chce. Z jedzonkiem też nie jest źle, bo jak do tej pory rzadko kiedy chciał próbować coś nowego, tak teraz coraz chętniej sięga po wszystko co tylko zobaczy do jedzenia. Ale mega hitem są kiszone ogórki! :) Po za tym jest Moim Jedynym Szczęściem. Kocham go każdego dnia mocniej i gdyby nie On.... to ja nie wiem jak teraz wyglądałoby moje życie...


No a na koniec... zostałam nominowana do zabawy. Więc: Zostalam nominowana w zabawie Liebster Blog przez Annę i Moniqe . Bardzo więc dziękuję. Dostałam po 11 pytań od każdej z nich, więc zaraz na nie odpowiem. Powinnam też wytypować 11 następnych osób jednak już w tym miejscu powiem, że nominuję tych którzy po prostu chcą się zabawić, bo widziałam, że dużo osób już nominację dostało a nie chcę dublować.Moje pytania podam na samym końcu. Do dzieła:
Pytania od Anny: 
1. Jakie jest Twoje ulubione zajęcie w wolnym czasie?
przeglądanie blogów i oglądanie moich seriali - tak wiem, mało ambitne ale ostatnio na nic więcej nie mam siły a i wolnego czasu nie za wiele.
2.Twoje ulubione czasopismo to.... dlaczego?
Mam dziecko. dlatego, że można poczytać o różnych rzeczach dotyczących dzieci a przy okazji zbieram płyty z piosenkami dla dzieci, które często są tam dodatkiem.
3.Jakie jest Twoje marzenie, które zamierzasz spełnic w ciągu najbliższych 6 miesięcy?
hmm... sama nie wiem. Być szczęśliwsza po prostu. 
4.Czy byłaś kiedyś za granicą? Jeśli tak to gdzie?
Tak. Czechy, Niemcy, Włochy.
5. Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus? Uzasadnij swą odpowiedź, jeśli chcesz ;)
Tak. najlepszym przykładem jestem ja i Wu. Osoby tak bliskie a jednak dalekie, którym ciężko odnaleźć "wspólny język" ... No ale ciężko o "wspólny język" gdy jest się z dwóch różnych planet...
6.Czy uważasz, że znaki zodiaku wpływaja na osobowość, charakter?
Myślę że nie.
7.Czy masz jakieś postanowienia, wyrzeczenia na jakiś określony czas? Jeśli tak to jakie?
Nie przypominam sobie o czymś takim na dzień dzisiejszy.
8. Czy lubisz słodycze?
lubię to mało powiedziane. Uwielbiam.!
9. Czego Ci najbardziej brak z czasów beztroskiego dzieciństwa?
W danym momencie świadomości tego, że rodzice są razem i że nic tego nie zmieni.
10.Czy lubisz podróżować pociągiem?
Hmm jechałam zaledwie kilka razy w życiu. Zdecydowanie wolę samochód.
11.Gdzie najchętniej spędzasz wakacje/urlop?
W łóżku :) no i na działce... :)

Pytania od Moniqi :
1. Na ostro czy na słodko?
na słodko.
2.Dobry film czy ciekawa książka?
zależy od dnia... 
3.Seks rano czy wieczorem?
wieczorem.
4.Gdyby mąż/partner przyniósł Ci śniadanie do łóżka to byłoby to...?
chyba jakieś święto, bo to się u nas nie zdarza... niestety.
5.W byciu Mamą najlepsze jest...?
To, że się nią jest, po prostu.
6. Kiedy będziesz na emeryturze to...?
O matko, kiedy to będzie... Nie wiem czy doczekam bo w tym roku ma być "koniec świata" :)
7.Szpilki czy adidasy?
Adidasy.
8.Śpioch czy ranny ptaszek?
Śpioch.
9.Największa "wtopa":)
Pewnie coś takiego jest ale w tym momencie mam pustkę w głowie.
10. Czego w sobie nie znosisz?
Tego, że za wszelką cenę chcę pokazać wszystkim, że jestem w stanie wszystko zrobić sama.
11.Trzy życzenia do złotej rybki:)
żeby Kacper był szczęśliwym, zdrowym, spełnionym człowiekiem w przyszłości i by nic mu nie brakowało.
żeby cofnęła czas do momentu gdy rodzice byli razem i nie mieli co do tego wątpliwości i nie zanosiło się na zmianę tego. 
żeby udało mi się trafić dzisiaj 6 w lotka :)

Moje pytania:
1. Ulubiony serial?
2. Czy masz taka prawdziwą przyjaciółkę/przyjaciela?
3. Ulubione zwierzę?
4. Czas najchętniej spędzam na...
5. Przedmiot bez którego w kuchni się nie obejdę to...?
6. Czy chciałabyś zmienić jakiś WAŻNY wybór w swoim życiu?
7. Kawa czy herbata?
8. Czy lubisz alkohol?
9. Palisz?
10. Dziecko to ... ?
11. Twój sposób na złość... ?

Miłej zabawy, tym, którzy chcą się bawić :)

niedziela, 4 listopada 2012

Pamięć

Zastanawiam się jak to jest... Czasami po latach przypomina nam się jakaś rzecz... niby banalna... niby nic nie znacząca... może jakieś wspomnienia... numer telefonu... i ma się ogromną ochotę zadzwonić żeby chociaż usłyszeć głos z drugiej strony... albo napisać smsa...
Macie tak czasem? Ja mam od jakiegoś tygodnia... męczy mnie to niesamowicie...


Bombelini już śpi. Jest coraz mądrzejszym chłopcem! Mam nadzieję, że wkońcu uda mi się tu Wam coś więcej naskrobać. Muszę się pozbierać "cuzamen do kupen" jak to mówi mój tata :) Bo ostatnio parę spraw wybija mnie totalnie z normalnego życia... no i ten numer przypominający się w najmniej oczekiwanych momentach... zawsze jeden i ten sam... pomimo tego, że zapamiętany ponad 8lat temu... przecież byłam jeszcze małolatą... a jednak w głowie coś zostało z tamtych chwil...

czwartek, 1 listopada 2012

Wszystkich Świętych.

Dzień Wszystkich Świętych zawsze był dla mnie w pewien sposób dniem wyjątkowym. Przynajmniej było tak dopóki byłam "mała" a rodzina w całości była na miejscu. Zawsze po obiedzie szliśmy całą rodziną tzn. ja, brat, mama i tata na cmentarz. Odwiedzaliśmy groby bliskich oraz dalszych nam osób. Zapalaliśmy też znicz pod tzw. 'Krzyżem' za tych na których grobach być nie mogliśmy. Później wszyscy szliśmy do jednej z ciotek, gdzie zjeżdżała się rodzina. Piliśmy kawę (znaczy się, ja wtedy jeszcze herbatę:) ), jedli ciasto, szli do domu. A wieczorem znów całą rodziną wybieraliśmy się na cmentarz gdy było już ciemno. Lubiłam te wyjścia. Szczególnie te wieczorne. Cmentarz wyglądał magicznie, gdy paliło się tam tysiące zniczy... Jednak to było bardzo dawno temu....

Dziś? Na cmentarzu byłam sama z Bombelkiem z samego rana, kiedy na cmentarzu było jeszcze stosunkowo mało ludzi. Wu jeszcze spał po nocce, po za tym wiedziałam, że nie będzie za bardzo chciał iść bo sam nikogo na cmentarzu jeszcze nie ma i nie lubi tam chodzić. Tato nie chciał iść. Czemu? Sama nie wiem. Może go to miejsce przytłacza a przy ostatnich nie za wesołych wydarzeniach po prostu nie potrzebował dodatkowych chwil na smutki.... ? 
Dziś Wszystkich Świętych był jak każdy zwyczajny dzień. Jednak mnie bardzo to smuci. Bo choć wiem, że dni takie jak kiedyś nie powrócą... to ja chciałabym, żeby jeszcze kiedyś tak było :(

sobota, 27 października 2012

Zima :)

Za oknem biało. Jakoś tak magicznie. Wydaje mi się jakby szły święta :) heh. Okna mam jeszcze odsłonięte do połowy bo uwielbiam patrzeć na śnieg! Dziecię śpi. Wu w pracy. Taty nie ma.
Mam zamiar upiec ciasto z jabłkami pomimo że upiekłam dziś już ciasteczka z orzechami i czekoladą.
Mam zamiar sprzątnąć nasz pokój, kuchnię i łazienkę.
Jakoś tak mnie ten śnieg naładował energią? Kocham zimę.
Kocham zimę pomimo długich wieczorów, szybkiej ciemności i zimna. A może to właśnie szczególnie za to? :)

środa, 24 października 2012

Mama Przyjaciółka(?)

Przyjaciółka. Osoba na którą zawsze może się liczyć, która pocieszy, pogada, gdy trzeba pokrzyczy.

Mam nadzieję, że mój syn, będzie mógł kiedyś tak o mnie powiedzieć, że jestem jego przyjaciółką. Bardzo bym tego chciała. Móc w przyszłości pogadać z synem o wszystkim, móc mu pomóc, poradzić, wesprzeć. Chciałabym by mógł na mnie liczyć. By wiedział, że za każdym razem gdy do mnie przyjdzie to, że będę miała dla Niego czas.

Bo u mnie... różnie to bywało. Kocham moją mamę. Pomimo, że w większości ważnych dla mnie momentów, po prostu jej przy mnie nie było. Dzisiaj temat męczy mnie jakoś bardziej. Dzisiejszy dzień jest smutny, bo dowiedziałam się kolejnej przykrej rzeczy. Póki co czekam na wyniki Jej badań. Badań mojej mamy. Boję się o nią. Martwię się. Tym bardziej, że znów jej nie ma. Znów jest za granicą.

Nie było jej gdy stawałam się kobietą, gdy wyrabiałam o sobie zdanie. Większość czasu gdy byłam w gimnazjum i technikum spędziła za granicą. A to właśnie ten czas był dla mnie takim ważnym. To wtedy miałam swoją WIELKĄ PIERWSZĄ miłość, która chyba dla każdej dziewczyny jest jakaś szczególna. To wtedy przeżyłam TEN pierwszy raz, to wtedy przechodziłam pierwsze smutki, rozstania, rozczarowania. I choć mówiła, że jest moją przyjaciółką, że mogę do niej dzwonić i pisać o każdej porze dnia i nocy to jednak nie o wszystkim można i nie o wszystkim fajnie się gada przez telefon. Czasem jest po prostu trudno.

Dziś nie mam do niej żalu. Jest chyba tylko smutek. Ogromny smutek, że jej wtedy nie było i że raczej już nigdy w takich momentach nie będzie, bo wybrała inną drogę. Przykre i trudne to dla mnie się z tym pogodzić, o ile w ogóle będę umiała to zrobić.

Dziś sama jestem mamą. Mam syna. Osóbkę, której pragnęłam. Osóbkę, która jest dla mnie najważniejsza na świecie. Osóbkę, dla której jestem w stanie zrobić wszystko. To ja pomagam mu kształtować samego siebie. Pozwalam mu na większość rzeczy, choć oczywiście nie na wszystko. To ja jestem tą która pozwala stać na oknie, biegać po całej działce, rozrzucać (prawie) wszystko po całym domu (a później sama to zbieram). Póki co są to rzeczy niewielkie. W takich momentach moja mama też ze mną była.
Mam jednak nadzieję, że gdy mój syn będzie dorastał, nie będę musiała być z dala od Niego. Mam nadzieję, że będę mogła być zawsze na wyciągnięcie Jego ręki gdy będzie tego potrzebował. Już jakiś czas temu postanowiłam sobie, że co by się nie działo to nigdy nie wyjadę za granicę sama. Nie zostawię swojej rodziny tu, z dala od siebie. Jeśli gdzieś wyjeżdżać to tylko razem.

I naprawdę chciałabym, żeby syn uważał mnie w przyszłości za przyjaciółkę...

niedziela, 21 października 2012

weekendowy przegląd komórkowy

Dzisiaj krótko i na temat. Nie mam siły dziś nic pisać więc pooglądajcie sobie chociaż :*

spacerki, ah spacerki

działeczka :)

działeczka cd. :)

znalazł się czas na ciasto - jabłecznik królewski :) 

i pizza miała swój  czas. Domowa oczywiście :)

droga nad jezioro , panoramę jeziora jednak wcięło ponieważ mój "kochany" telefonik postanowił się rozładować. ! Niech go szlag!

Jest i drugie ciasto popełnione w niedzielę wieczorem :) 

rosa na trawie - coś co uwielbiam.!
Kochane obiecuję że w końcu napiszę coś normalnego i długiego i w tygodniu a nie tylko w weekend. Obiecuję też że w końcu naskrobię coś u Was, bo choć jestem na bieżąco i czytam wszystkie posty to do komentarzy jakoś się nie mogę przemóc ostatnio...

środa, 17 października 2012

Gdzie ten świat tak pędzi?

Wchodzę na bloga i widzę, że mało mnie tu ostatnio. Weekendy i od czasu do czasu w tygodniu... choć tak na prawdę przy kompie spędzam codziennie choć chwilę, gdy Bombelini już śpi, bo inaczej nie ma do tego okazji. Jednak za każdym razem, odwiedzam tylko Was i włączam jakiś film lub program żeby choć chwile dać odpocząć głowie, duszy i ciału...

Ostatnio czuję się tak cholernie zmęczona, że aż sama sobie się dziwię... Nie mam na nic ani siły ani tym bardziej ochoty. Sprawy o których pisałam miesiąc temu a które u mnie w domu są wciąż obecne każdego dnia przytłaczają i nie dają o sobie zapomnieć. Do tego dochodzi cała reszta problemów i spraw życia codziennego, które czasem bywa okrutne i złe... Zwyczajnie brak mi sił.

Do tego wszystkiego Wu. ostatnio miał manię oglądania programów o końcu świata. Z jednej strony ani trochę w to nie wierzę, wkurzają mnie te teksty, programy itp. Z drugiej jednak...a co jeśli to prawda? Czasem tak sobie gdybam. Nie wierzę w koniec świata bo mam jeszcze za dużo rzeczy do zrobienia. Za dużo w życiu jest jeszcze przede mną. Dlatego mój koniec świata będzie wtedy kiedy umrę a nie wtedy na kiedy zaplanowali to sobie majowie czy jakieś tam inne niewiadomoco.

Jedynym pozytywem w tym wszystkim jest oczywiście.... Bombelek. I choć ostatnio miewał złe dni - sponsorowane przez wyżynające się ząbki. Choć ostatnio przechodzi jakiś rodzaj buntu chyba, bo gdy mówię, że czegoś nie wolno albo czegoś nie chcę mu dać to zaczyna machać głową tak jakby mówił "nie nie nie" tyle, że dość szybko i płacze. Tupie nogami. A w najgorszym wypadku próbuje walić głową w co popadnie - szafkę, podłogę czy fotel. Zależy gdzie akurat stoi. Oczywiście na to nie pozwalam, staram się go chronić. Łapię, przytulam, czekam aż się uspokoi i wtedy staram się coś z tym zrobić, wytłumaczyć, pokazać coś innego. Czasem jednak i to jest trudne bo nawet gdy go złapię to się próbuje czasem wyrywać... To niestety też mnie czasem dobija ale w końcu nikt nie powiedział że macierzyństwo to tylko ochy i achy. Choć nawet w takich momentach kocham Go najmocniej na świecie. Czasem chce mi się z tego wszystkiego śmiać a czasem mam ochotę tak jak On walić nogami i krzyczeć. Wiem, że wszystkiego by chciał dotknąć i wszystko Go ciekawi, jednak dla Jego bezpieczeństwa i dobra wszystkiego dać mu nie mogę...
Bombelek to moja jedyna radość. Nawet gdy się buntuje, gdy płacze, albo gdy nic mu nie pasuje. Kocham Go każdego dnia. I zastanawiam się gdzie uciekło mi te 13 miesięcy, które minęło wczoraj? Świat mi ucieka, czas pędzi za szybko... zdecydowanie za szybko.



ps. aaa jeszcze jeden pozytyw - dziś nawet się nie spodziewając dostałam przesyłkę. Okazało się, że nie musiałam nawet za nią nic płacić. Gdy otworzyłam byłam mile zaskoczona. Krem Nutri-Gold od L'oreal Paris na dzień. Byłam w miłym szoku. Tak więc od jutra zaczynamy chyba kremowanie-balsamowanie-i inne tym podobne panenty na upiększenie i zrobienie dobrze memu ciałku. Może i coś dla duszy znajdę?
Tymczasem idę spać bo oczka zaczynają odmawiać posłuszeństwa i pomału zaczynają się same zamykać :)

niedziela, 14 października 2012

Weekendowy przegląd komórkowy + wnerw.

Kolejny weekend za nami. Piękny słoneczny weekend, który właśnie dobiega końca. Bombelek już śpi, ja z kubkiem gorącej herbaty siedzę pod kołdrą sama bo Wu. jeszcze w pracy, ale może to i dobrze że sama, bo przynajmniej mogę odpocząć... Ostatnio ciągle się kłócimy, ale o tym nie tutaj i nie teraz...

A z przyjemniejszych rzeczy:
Dynia z działkowych zbiorów. Bombel codziennie chce się nią "bawić" :) Bardzo mu się spodobała.
A oto i nasza działeczka.
Kto znajdzie krasnoludka? 
Kolejne z serii "jesteśmy na działce"

Czytanie bajek przed snem... i wyjadanie okruszków :)
Ostatnio po za Bombelkiem kochają mnie tylko... ziemniaki chyba ...
Taki tam niedzielny obiadek - bo chciałam zaszaleć i wypróbować przepisy z książki, którą dostałam na święta... w tamtym roku :)
No tak... i się wydało :)



No a po za tym muszę się pochwalić. Jesteśmy posiadaczami 5 ząbków i wybija nam się 6! Dolne dwójeczki się meldują i sponsorują niewyspanie u mamuśki przez ostatnie dwie nocki a ostatnią to już szczególnie :) Ale to nic. Uśmiechnięta buzia w dzień wszystko wynagradza :)


A co do wnerwa.... dlaczego? Ano dlatego, że chciałam sobie zmienić dzisiaj szablon i... wszystkie adresy Waszych blogów poszły się ... paść! Cholera jasna! Najgorsze jest to, że nigdzie więcej nie miałam ich zapisanych! Może historia przeglądarkowa mnie uratuje? Masakra!
Kto może niech zostawi adres pod notką. Plis.... 
Publikuj!

środa, 10 października 2012

Matka Polka vel Wielbłąd - tak na imię mam!

Natchnęło mnie to co przeczytałam wczoraj u Karolci. I tak sobie od wczoraj myślę, myślę i myślę. A dzisiaj do tego doszło jeszcze to co rano zrobiłam - mianowicie, niby nic takiego - zakupy. I tak sobie szłam do domu, pchając wózek, obładowana jak wielbłąd albo beduin jakiś... i zastanawiałam się JAK to do cholery jest?!

Odkąd dowiedziałam się, że będę MAMĄ, wiedziałam, że to TO czego chciałam, na co czekałam i o czym marzyłam! Tak. Chciałam być mamą! Pomimo tak młodego wieku, włączył mi się taki instynkt i chciałam, dążyłam do tego i oto - stało się. Byłam mega szczęśliwa.

Odkąd Bombel przyszedł na świat - wszystko spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Wyobrażenia miałam troszkę inne - życie okazało się mniej łaskawe. A dokładnie chodzi o to, że moja druga połówka wyobraża sobie to wszystko chyba całkiem inaczej niż ja. Niestety.
Ja jestem MAMĄ. Wstaję na każde mruknięcie w nocy. Od rana jestem na nogach, karmię, przewijam, chodzę na spacery, na zakupy (często wracając obładowana jak głupia, bo przecież co - ja sobie nie poradzę?), usypiam, kąpię, wygłupiam się, gdy chory to ja wymyślałam co by tu zrobić, żeby dziecię zdrowym było, jestem ponadto szoferem i fotografem, pielęgniarką, lekarzem, organizatorem przyjęć, kucharką, sprzątaczką, praczką, itd, itp. Nie mam urlopu, nikt mi za to nie płaci. Pracuję od ponad roku na pełen etat, dzień i noc, 24 na dobę, 7 dni w tygodniu.

Ale wiecie co - myśląc, że robię to DLA BOMBELKA, jestem szczęśliwa! Jest mi z tym dobrze!.

Gorzej gdy pomyślę, że mój własny, osobisty facet za niedługo przyjdzie z pracy i będzie tak strasznie zmęczony, że uzna że jemu po 8 godzinach pracy należy się odpoczynek i rozsiądzie się na łóżku lub pójdzie na ryby. I uzna że przecież ja będąc w domu mogę sobie odpocząć, usiąść a właściwie to przecież nie muszę nic robić. A mi to urlop się nie należy, si?

Taaa szkoda tylko, że samo się zrobić nie chce. A ja nie pozwolę na to żeby moje dziecko żyło w brudzie i sprzątam, piorę i gotuję, tańczę, śpiewam i haftuję :)

Mimo to. JESTEM MAMĄ. Jestem z tego DUMNA. Jestem SZCZĘŚLIWA.
Bo KOCHAM najmocniej na świecie! Bo ŻYJĘ dla tego małego Serduszka!

niedziela, 7 października 2012

weekendowy przegląd komórkowy

Wpadłam na taki pomysł, trochę odgapiony, że zrobię przegląd komórkowy :) Jednak nie całotygodniowy tak jak na większości blogów a tylko weekendowy :) Zobaczymy jak długo uda mi się coś takiego prowadzić i czy będzie to miało sens :) A na dziś mam dla Was:

 Sobotnia pogoda nas rozpieszczała słonkiem. Spacerek więc musiał być. Działka też odwiedzona.  A no i owoce pigwowca. Pachną obłędnie! Uwielbiam!

 Kwiaty, typowo jesienne. Oczywiście kojarzą mi się ze świętem Zmarłych. Ale mają w sobie jakiś urok i podobają mi się.

 Nowe naklejki nad łóżeczkiem Bombelka. Zrobiły furorę. A kupione w ... biedronce :D

Niedziela za to już nas nie rozpieszczała, deszcz od rana do wieczora. Więc postanowiłam "osłodzić" życie moim facetom i upiekłam im jabłecznik na kruchym cieście. Chyba smakował bo od południa do wieczoru zniknął prawie cały :D

A na dodatek moje małe Cudo dało dzisiaj mamie pospać prawie 8 godzin ciągiem! Jestem w szoku aż do teraz. Rano wstałam i ciągle się zastanawiałam czy ja aby na pewno w nocy nie wstawałam do Niego... Ale jak zasnęłam ok 23 tak karmiłam go dopiero o 6.30 a wstał dopiero ok. 8 mój misiek kochany :) Częściej tak proszę Synku :) :*


piątek, 5 października 2012

Zdrowi i szczęśliwi.


Przed chwilą wyciągnęłam z piekarnika muffuinki z czekoladą i makiem - pycha! Tego mi było trzeba! Sosik do spaghetti już zrobiony wystarczy przygotować makaron. A to wszystko za sprawką tego, że Bombel śpi a mi się udało wczoraj w końcu ogarnąć mieszkanie do tego stopnia, że teraz mogę sobie siedzieć i zajadać te pyszne muffiny.

My już na szczęście wszyscy zdrowi. Tak więc pierwsze choróbsko mamy za sobą. Mam nadzieję, że kolejne zbyt szybko się nie pojawi.

Dni uciekają nam tak szybko, Bombel co rusz to wymyśla coś nowego, czasem uda mu się wspiąć na wersalkę, choć póki co częściej jednak kończy się to jeszcze "porażką". Dupka za ciężka :)
Po za tym ciągle wstaję do Niego w nocy i szczerze mówiąc to czasem już nie mam siły bo trochę to moje Maleństwo urosło i ciężki jest ten mój chłopiec.

Dzisiaj gdy jedliśmy chlebek z szyneczką to głaskał się po brzuszku i robił "mniam, mniam" w swoim języku oczywiście. Jest strasznym uparciuchem, gdy coś jest nie po Jego myśli to "bunt" gotowy. Na razie pracujemy nad utemperowaniem takiego zachowania, ciekawe jakie będą efekty.

No a ja wciąż czekam z utęsknieniem na pierwsze "mama". Bo choć coraz częściej wymyka mu się jakieś "mamamamama", "tatatata" to jednak nie do końca jest to takie wołanie. Wie, że ja to mama, że Wu to tata i pokazuje paluszkiem, zapytany o dziadka od razu leci do Niego do pokoju albo odwraca głowę w jego stronę i się śmieje jednak póki co czekamy na pierwsze świadome słówka.


... chyba muszę znów częściej pisać ...

piątek, 28 września 2012

Chorobowo oraz coś dla Całej rodzinki Joasi

Od dwóch dni Bombelka męczy katarek - pierwszy raz w życiu. Szczególnie w nocy bo w dzień jakoś daje radę i w dzień ten katar jest znacznie mniejszy. W nocy jednak męczy Go i nie daje spać. Gdy się budzę to słyszę jak charczy noskiem i aż mnie serducho boli że tak mu to dokucza. Próbowałam psikać wodą morską jednak po jednej próbie która zdecydowanie się Małemu nie spodobała dalsze próby nie dochodziły do skutku. Postanowiłam więc że wypróbuję metody które stosowali moi rodzice gdy ja byłam takim bajtlem jak On. No i w nocy na poduchę poszły krople olejku kamforowego a na wilgotną chusteczkę zawiązaną na szczebelkach specyfik o zapachu szyszki leśnej - pachnie obłędnie a mi zawsze pomagał. No i dzisiaj u Kacperka widzę poprawę. Już spał odrobinę lepiej. Mam nadzieję że uda nam się to zwalczyć takimi sposobami i nie będzie konieczna wizyta u lekarza.

Ale... Bombelkowi się polepszyło, za to mnie jak dopadło wczoraj wieczorem tak do tej pory zdycham. Z nosa to leje mi się ciurkiem. Poszły już dwie rolki papieru bo chusteczek to by chyba poszły z dwie tony już... Herbata z cytryną którą serwuję i sobie i Bombelkowi jest ciągle zaparzana na nowo bo też pijemy hektolitrami :)
Najchętniej to nie wychodziłabym z łóżka z kubkiem tej herbaty ale przy Bomblu się nie da bo choć nosek zawalony to On pełen energii i wciąż chce się bawić, a matka już zwyczajnie wymięka...



---
Dla Lilianki i Joasi oraz Kuby, Julci i Mateuszka :

Kochani ciągle o Was myślę, za każdym razem gdy wchodzę na bloga to od razu zaglądam do Was z nadzieją na jakieś nowe wieści. Jestem pewna, że Lilianka choć przyszła na świat za wcześnie to miała w tym swój cel. Widocznie Ktoś na Górze miał taki plan. Widocznie tak miało być. I wierzę mocno w to, że stan Li będzie się poprawiał z dnia na dzień. Li rośnij czekamy tu na Ciebie
Myślę też o Julci i Mateuszku, którzy do tej pory pokazywali nam jak cudownymi są dzieciaczkami! Teraz na pewno są troszkę zdezorientowani bo mama znów znikła do szpitala ale już niedługo będą mieć mamę z powrotem a do tego w niedługim czasie dołączy do nich zapewne cudowna Maleńka siostrzyczka. Dzieciaczki bądźcie dzielne!
Oraz słówko do Joasi i Kuby: Spadło to wszystko na Was tak nagle. Wszyscy myśleli że jeszcze trzy miesiące spokojnie i bez problemów wytrzymacie, jednak macie przy sobie CUD, już teraz. Maleńki CUD. Wiem, że jesteście teraz pełni obaw dlatego My wszyscy będziemy za siebie i za Was pełni wiary w to że każdy dzień będzie przynosił tylko lepsze wieści. Jednak nie zapominajcie o sobie. Joasiu pamiętaj, że o siebie też musisz zadbać właśnie dla trójki swoich Cudownych dzieciaczków! Jesteś cudowną mamą i musisz to zrobić też dla nich. Kubo dbaj o tą swoją kochaną kobietę, bo zapewne jak każda matka, nie widzi teraz nic po za swoimi dziećmi. Jednak musisz przypilnować, żeby teraz jej samej nic nie było. Bądź dzielny, wszyscy tu jesteśmy z Wami! Z całą Waszą rodzinką! I zapewne tak jak ja tak i cała reszta blogowego świata pomimo swoich problemów myśli ciągle o Was, jestem o tym przekonana.
Ściskam Was mocno!

wtorek, 25 września 2012

Chwilowa przerwa...

... ze względu na to co się dzieje. Zresztą o tym, tam gdzie mają dostęp nieliczni. Póki co nie mam siły, muszę się pozbierać, siebie i swoje myśli do kupy. ...

z nowości i pozytywów na razie tyle, że Bombel próbuje się wspinać wszędzie jednak na razie średnio mu to wychodzi bo pupa za ciężka a nie wie, że musi się odbić jedną nogą :)
Coś więcej jak tylko się ogarnę z tym co jest nie tak...

czwartek, 20 września 2012

Szczęście mierzące 78 centymetrów

A no bo właśnie tyle ma nasz Bombelek. Dziś postanowiliśmy zaznaczać na futrynie drzwi tak jak to zaznaczałam ja gdy byłam mała. Czemu dziś a nie np. w urodziny? No bo przecież przez te kilka dni za dużo nie urósł a w urodziny jakoś tak nie było kiedy i całkiem wypadło mi to z głowy. Gdy postawiliśmy go przy futrynie sam stanął równiutko jakby wiedział o co chodzi :) Tak więc pierwsza krecha już zaznaczona :) Teraz tylko zaznaczać kolejne..

Bombel nauczył się otwierać barek u nas w komodzie. Co poniekąd właśnie skłoniło mnie do zmierzenia go i powyższych pomiarek :) A miało to miejsce wczoraj wieczorem. Byłam w niezłym szoku gdy stanął na paluszkach i dosięgnął uchwytu od barku i go otworzył. Bałam się, że uderzy się w głowę, ale skądże znowu. Sprytne to Nasze dziecię, robi uniki i jakimś sposobem w takich sytuacjach nigdy się nie palnie. Za to czasem jak się zapomni albo "zakręci" to o drzwiach zapomni, co strasznie mnie dziwi czasem.

Po za tym nauczył się już całkiem sam pić z butelki niekapki. Wie, że trzeba rączki dać do góry. I tak chodzi sobie po domu z butelką w rączkach i czasem pije a czasem bierze wodę do buzi i pluje, albo wypuszcza z parsknięciem wodę i jest wtedy cały mokry. Przebierany jest więc kolejne kilka razy dziennie więcej bo jakże to tak chodzić z mokrym brzuchem?

A do tego jakoś nam się dni rozregulowały, Bombel śpi o całkiem innych porach niż zawsze, jeść nie chce nic, tylko ciągle by na cycku wisiał praktycznie... Czyżby to kolejne zęby szły? Na razie nic nie wyczułam ale może, może...

niedziela, 16 września 2012

W dniu Twoich pierwszych urodzin

Kochany Synku!

Rok temu kładłam się o tej porze spać z nadzieją, że w końcu doczekam się Twojego przyjścia na świat. Kładłam się licząc na to, że wyznaczona data porodu to ta właściwa i że już za chwilę Cię zobaczę. Intuicja matczyna się nie myliła. Obudziłam się po 2 i tak zaczęły się skurcze, zbieranie, szok Twojego taty i babci, w końcu przed 5 byliśmy w szpitalu i gdyby nie mamy pomysł na coś przeciwbólowego to byłbyś na świecie zapewne szybciej :) a tak czekaliśmy, czekaliśmy aż w końcu się doczekaliśmy... 10:50 to była godzina kiedy pierwszy raz w życiu Cię zobaczyliśmy razem z tatą. Te pierwsze minuty przewróciły do góry nogami wszystko. Całe moje życie się zmieniło. Zmieniło się to co najważniejsze. Od tej chwili to Ty stałeś się sensem mojego życia. Wiedziałam, że jesteś Istotką, którą pokochałam bezgranicznie i dla której zrobię wszystko. Te pierwsze dni które spędziliśmy sami, tylko ja i Ty w szpitalu były dla mnie najcudowniejszymi chwilami w życiu. Byłam, jestem i na pewno będę najszczęśliwszą osobą na ziemi mając Ciebie.
Dziś masz już roczek. Potrafisz tak wiele rzeczy. Dziś już biegasz, krzyczysz, gadulisz po swojemu, przytulasz mnie a chwilę później robisz coś mi "na złość" i patrząc się prosto w oczy śmiejesz się z tego, że ja mówię "nie wolno". Kocham Cię nad życie! Bez względu na wszystko! Nawet gdy zrzucasz mi doniczki, wyrzucasz wszystko z mebli albo krzyczysz w niebogłosy bo coś jest nie tak. Kocham Cię i nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Każdego dnia patrzę jak rośniesz i rozwijasz się. Widzę i obserwuję jak rośniesz. Jak z małego okruszka, który nie potrafił beze mnie nic od poruszania się do zwykłego funkcjonowania stajesz się coraz bardziej samodzielnym chłopcem, który potrafi mnie nawet odepchnąć bo akurat jest czymś zajętym i nie ma dla mnie akurat czasu albo nie ma chęci akurat na przytulanie. Masz już swój charakterek i kształtujesz go z każdym dniem. Chciałabym, żebyś wyrósł na dobrego człowieka, żebyś wiedział co jest dobre a co nie. Mam nadzieję, że póki co udaje mi się sprawiać byś był szczęśliwy, by każdy dzień był dla Ciebie interesujący i ciekawy. Mam nadzieję, że uda nam się z tatą pozwolić Ci żyć szczęśliwie i być szczęśliwym. Kochamy Cię i w dniu urodzin chcemy Ci życzyć szczęśliwego i beztroskiego dzieciństwa, żeby każdy dzień był dla Ciebie radosny i byś nie miał żadnych złych chwil a przynajmniej, żeby było ich jak najmniej. Dużo słońca i słodyczy i ogrom miłości od każdej napotkanej osoby :) :*

Mama i Tata.
Kochamy Cię.


dodatkowo chciałabym złożyć życzenia mojemu Tacie, który jest kolejnym Ważnym Facetem w moim życiu. Kocham Cię Tata! I życzę Ci przede wszystkim zdrowia i tego, żeby wszystko poukładało się tak jakbyś tego chciał.

piątek, 14 września 2012

przed-urodzinowo

Prezenty kupione, ciasta dwa już upieczone, domek w miarę ogarnięty. Dziś ciąg dalszy sprzątania i pieczenia(zostały torty:D ) a już jutro i w niedzielę (przede wszystkim) świętujemy. Pierwsze urodzinki już tuż tuż. Kiedy to zleciało?

ps. w urodziny obiecuję notkę specjalną! :)

niedziela, 9 września 2012

Chwilo stój! Gdzie pędzisz?

Czas tak szybko zadyla, że nawet biegiem za nim nie nadążam! Serio. Nawet nie wiem kiedy i kolejny dzień już się kończy. Nawet pomimo tego, że zaczynamy się rozkręcać ostatnio dość szybko bo przed 7 i choć Bombel zwykle przed 20 już śpi to wciąż mi czasu mało i mało. Nie ma kiedy ogarnąć tego wszystkiego co by się chciało.

Bombel ostatnio opanował schodzenie z wersalki bez powodowania u mamy zawału serca, czyli tak jak przystało - tyłem. Uskutecznia to za każdym razem, więc teraz mogę go bez wahania zostawić na wersalce i na chwilę odejść np. do komody czy gdzieś i wiem, że jak  będzie chciał zejść to nie zleci na głowę tylko zejdzie spokojnie i przytupta do mnie czy znajdzie sobie jakieś zajęcie.
Po za tym znalazł sobie pewną "zabawę", która jednak już taka radosna nie jest dla mnie a szczególnie dla moich uszu - mianowicie otwiera i zamyka z trzaskiem wszystkie szafki do których uchwytu dosięgnie. I póki co "nie wolno" nie skutkuje, bo Bombel nawet odciągnięty od szafki wraca do niej jak bumerang i od nowa to samo :)
Przez moment miałam też już nadzieję, że zacznie chociaż te 6godzin w nocy spać a potem jeśli już spać z przerwami, ale niestety było tak tylko dwie noce i znów pobudki są częste... Ale dzielnie wstaję za każdym razem i jestem wciąż na każde synka zawołanie... Eh taki mały a wiedział jak sobie matkę poustawiać ;)

Po za tym pomimo tego, że to dopiero wrzesień i to jego początek, ostatnio na wystawie zobaczyłam super kozaczki... No i nie musiałam długo się prosić a już stoją i czekają w szafie na zimę. I choć nie były za drogie ale też i za tanie to nie żałuję. Niech sobie trochę poczekają... A ja już się zimy po części nie mogę doczekać :)
Choć zastanawiam się czasem co ja wtedy będę z tak energicznym dzieciątkiem mym robić jak na dwór zbyt często nie będzie można iść ... ale jakoś damy radę :D

wtorek, 4 września 2012

Mega dumna

z syna, bo: nauczył się pić z kubka niekapka (kojarzycie wodę smakową kubuś w butelce niekapku?), właśnie z takiej butelki nauczył się on pić. Co prawda trzeb mu jeszcze czasem łapki i butle w górze przytrzymać, ale ważne że już wie że z butelki trzeba pociągnąć a nie dmuchać powietrze do środka jak to robił na początku :)
z siebie samej, bo: zdałam egzamin zawodowy! Część teoretyczna na 70 i 75% a część praktyczna na 90%! Jak się o tym dowiedziałam to nie mogłam uwierzyć! A później skakałam ze szczęścia! Jupi udało się!
I nawet tata mój dziś powiedział, że "jestem z Ciebie dumny córa!". Czekałam na te słowa odkąd zaszłam w ciąże. Czekałam bo nie chciałam go zawieźć! I dziś z czystym sumieniem mogę sama sobie pogratulować. Bo dziś mam w ręku papierek ukończenia technikum, zdania matury i tytuł technika budownictwa a ponadto mam to co dziś jest dla mnie najważniejsze prawie roczny skarb! Jestem dziś MEGA SZCZĘŚLIWA!

ps. i dziś nie liczą się problemy bo przy tym wszystkim stały się dziś dla mnie takie malutkie... i nawet to, że zarejestrowałam się w biurze pracy i póki co tylko zasiliłam grono osób bezrobotnych w tym kraju jakoś wcale nie nastraja mnie negatywnie. Jutro ruszam w miasto w poszukiwaniu pracy. Wiem czego chcę w życiu i pomału będę do tego dążyć! Trzymajcie kciuki, może akurat się uda? :) Musi!

czwartek, 30 sierpnia 2012

rozrabiaka i pierwsze "ała"

Wczorajszy dzień był pełen wrażeń. Od jazdy samochodem (więcej takich ekstremalnych sytuacji nie chcę i nie żeby było jakoś tragicznie tylko, chodzi o to, że koło Bombelka może siedzieć tylko i wyłącznie.. no zgadnijcie kto...? mama. Nikt inny nie pasuje. Tak więc mama nie mogła prowadzić samochodu, tylko robił to dziadek - jej teść - i wtedy panowała względna cisza w samochodzie :D a Bombelini był zadowolony ) poprzez zwiedzanie wszystkich zakamarków prababcinnego domu, przez spanie na świeżym powietrzu, karmieniu w parku (pierwszy raz w miejscu publicznym karmiłam piersią! Dla mnie chyba większe przeżycie niż dla Bombla bo on zadowolony migiem usnął :) zdziwione że jeszcze karmię? ano tak... na "ululanie". najlepsza metoda. hehe ) i powrót z podobnymi przeżyciami jak droga w stronę "do prababci". Gdy dojechaliśmy do domu a Bombel został wykompany w dziecko wstąpiły kolejne niespożyte podczas jazdy zapasy energii i tak rozrabiał jeszcze ładną chwilę aż w końcu padł. Chwilę później padła mama i nawet nie pamięta ile razy wstawała w nocy a wydaje jej się że tylko raz? co jest chyba mało prawdopodobne... no ale może... może... :)

Dziś też wrażeń nie brakowało ani Małemu ani mi. Szczególnie po południu kiedy to wybraliśmy się na działkę. Bombel wypuszczony na wolność z wózka nie chciał chodzić ani za rękę ani "w eskorcie" no więc matka (z bólem serca i przejęciem oraz strachem w oczach) postanowiła zbierać maliny, dziadek zajął się rozsadzaniem truskawek a Bombel... no cóż. Bombel sam, podkreślam SAM biegał po całej działce. Nie straszne były mu winogrona, przy których wciąż kucał próbował zrywać kuleczki i gadał jak nakręcony po swojemu, nie straszne mu dróżki po których biegał, ani maliny. Raz chciał się nawet o nie oprzeć. Tak, tak dobrze czytacie. Próbował się oprzeć i... wpadł w krzaczki :) Jednak nawet się nie skrzywił, szybko pomogłam mu wstać, ten się na mnie popatrzył, obrócił głowę w drógą stronę i już go nie było znów. Wędrował tak, nawet i do dziadka. Łaził po świeżo przesadzonych krzaczkach, udeptywał, chciał podlać lecz z konewki wylało się trochę za dużo... łapał się za łopatę, grabki, aż w końcu stwierdził, że na działce to najlepiej wszystko robić gołymi rękami. Tak też poczynił aż w końcu ziemia była wszędzie - w sandałkach, na spodenkach (wcześniej umoczonych w wodzie...), na koszulce, rączkach, a nawet i nosie. A co tam. Przecież fajnie jest podrzucać ziemię do góry bo ona tak fajnie się w powietrzu rozlatuje :) Gdy już te wszystkie jakże męczące zajęcia mu się znudziły pobiegł do altanki, tam spędził chwilę, jednak przypomniał sobie, że chyba coś koło dziadka zostawił, chciał do Niego pobiec i nagle BĘC i słychać płacz. Wiadomo było od razu, że coś się stało. Wcześniej jak upadał to nawet się nie skrzywił, ale jak już płacz - znaczy się "coś się dzieje". Podbiegłam. A tam - Bombel próbuje wstać pupą do góry, podnoszę go a tu kolanko rozwalone. Tylko delikatnie. Małe "zadrapanie". Nawet krew właściwie nie leciała, ale widocznie się uderzył mocniej i go zabolało i sobie trochę rozciął... Wzięty na ręce chwilę popłakał, potem nóżkę umyliśmy wodą czystą, pocałowaliśmy i już było po płaczu i wszystko ok. No i oczywiście... chciał dalej biegać! :) Jednak musieliśmy się już zbierać...

Tak więc jak widać, wrażeń nam ostatnio nie brakuje, a mama podobnie jak syn pada po całym dniu na pyszczek. Szkoda tylko, że mama chciałaby przesypiać CAŁE nocki a Bombel już niekoniecznie, bo przecież w nocy tak fajnie się przytulić do mamy i maminego cyca... no cóż :) Masz matko jak żeś chciała karmić :)

wtorek, 28 sierpnia 2012

o krzyku i złości

Czasem jest dzień kiedy mamy wszystkiego dość. Ludzi dookoła nas. Siebie samych. Naszych dzieci. Itd. Itp. Czasem nawet ja sama mam dzień, że wszystko i wszyscy mnie wkurzają, że nie mam siły po 15 razy mówić Bombeliniemu, że tego akurat nie wolno czy coś. Jednak staram się jak mogę, żeby na Niego nie krzyczeć. I tak wracając przez prawie cały nasz wspólny rok pamięcią nie zdarzyło się chyba, żebym na Niego chociaż raz krzyczała. Fakt faktem, że czasem powiem coś bardziej stanowczo, podniosę odrobinę głos (lecz nie do krzyku) czy zrobię surową minę, ale nigdy na Niego jeszcze nie krzyczałam. A co dopiero żeby podnieść rękę czy coś. W życiu! A co dopiero żeby robić to na spacerze, placu zabaw czy na mieście na zakupach... Nie i już. Nie ma o czym mówić. Nawet gdy po raz kolejny muszę coś tłumaczyć, biegać za Nim bo leci tam gdzie nie wolno, czy chce coś czego nie powinien dostać w swoje rączki... I wiem, że gdy ja jestem zła i gdy np. kłóciłam się z Wu to On wszystko odczuwa... Wiem, że to nie jest dobre ani dla mnie ani tym bardziej dla Niego. Bo gdy ja się złoszczę to On złości się jeszcze bardziej i tak mogłoby bez końca...

A dlaczego o tym piszę w takim razie? Ano dlatego, że będąc dziś na spacerze widziałam mamę, która najpierw niosła córę na rękach (dziewczynka ok.2latek...) a później coś tam ona zrobiła czy coś i wiem, że rozpłakała się na rękach u mamy a ta wsadziła ją ze złością do wózka i jechała a mała płakała, po czym słyszałam tylko prawie, że wykrzyczane "gdzie masz smoczek!?"... Zdziwiłam się. Minęłam. Tylko pomyślałam co pomyślałam. No bo przecież, lepiej dziecko zostawić żeby się wypłakało albo zatkać je smoczkiem nie? 

Staram się reagować na potrzeby Bombla. Nie spełniam wszystkich Jego zachcianek... Nie daję mu wszystkiego co chce, bo na wszystko pozwolić mu nie mogę, choć wiem, że czasem bardzo by czegoś chciał... Jednak nie zostawiam Go NIGDY płaczącego samemu sobie... Nie zatykam smoczkiem i nie odstawiam w kąt bo coś tam zrobił. Staram się tłumaczyć. Dużo przytulam. I tak jest lepiej ... bo widzę, że staje się bardziej samodzielny, nie płacze ( przynajmniej robi to bardzo sporadycznie) gdy powiem, że czegoś nie wolno. Gdy nie krzyczę to lepiej się "dogadujemy". :)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Potrzebuję... + dopisek

kopa. Tak dobrze widzicie. Kopa. Natychmiast. Żeby wziąć się w garść i zacząć wszystko ogarniać. W domu panuje artystyczny nieład. Ja sama siebie też nie mam ani czasu ani ochoty czasem ogarniać... Brak mi takiego kopa na rozpęd.
Postanowiłam, że już od dziś muszę się za to wziąć. Najwyższa pora to wszystko ogarnąć. A mianowicie: na ogródku przy domu jeżyny proszą się o zerwanie i straszą opadnięciem gdy nie zrobię tego jeszcze dziś. Podobnie maliny na działce. Działka woła o pomstę do nieba. Najwyższa pora skosić trawę (do tego muszę zagonić Wu. i teścia:) ) a po za tym czas też pozbierać to co wypadałoby już zebrać no i poplewić choć odrobinę. Ponad to do ogarnięcia na już jest łazienka, gdzie moje włosy można znaleźć wszędzie (choć mam wrażenie, że tylko mnie one przeszkadzają...) po za tym do umycia jeszcze przed urodzinami wszystkie okna, meble i każdy najmniejszy zakamarek gdzie czai się kurz... Wszystko aż prosi się o pożądne wyszorowanie...
No i wypadałoby samą siebie ogarnąć... włosy zafarbować, paznokcie i ręce do ładu doprowadzić... ah szkoda gadać. Pora się za to wszystko po prostu wziąć i przestać narzekać i marudzić. Czas zakasać rękawy i do dzieła bo chyba jeszcze dni kilka a zarośniemy kurzem :D
A tym czasem w środę jedziemy do pradziadków więc cały dzień po za domem... :)
Mam nadzieję, że odpocznę, nabiorę sił i jeszcze szybciej uda mi się wszystko ogarnąć :)
Zmykam bo mój Mały Potworek już wstał ... :)

dopisek. 22:50
Chyba Wasz internetowy kopniak podziałał :) Maliny i jeżyny pozrywane, a nawet robi się z nich już soczek na zimę :). Łazienka i kuchnia sprzątnięta, pokój ogarnięty, podłogi w całym domu zmyte a nawet pranie się poskładało i co niektóre rzeczy zostały potraktowane żelazkiem :) Teraz tylko zostałam do ogarnięcia ja sama - jednak dziś już brak sił totalny. Zaraz tylko szybki prysznic i lulu... a jutro ... jutro totalne odgruzowywanie siebie samej :) Będzie kąpiel, balsamowanie, manicure, pedicure i inne udziwniacze, żeby jakoś wyglądać w środę u pradziadków :) (znaczy się Bombla pradziadków a Wu. dziadków). Więc zmykam. Dobranoc kochane :)