czwartek, 30 sierpnia 2012

rozrabiaka i pierwsze "ała"

Wczorajszy dzień był pełen wrażeń. Od jazdy samochodem (więcej takich ekstremalnych sytuacji nie chcę i nie żeby było jakoś tragicznie tylko, chodzi o to, że koło Bombelka może siedzieć tylko i wyłącznie.. no zgadnijcie kto...? mama. Nikt inny nie pasuje. Tak więc mama nie mogła prowadzić samochodu, tylko robił to dziadek - jej teść - i wtedy panowała względna cisza w samochodzie :D a Bombelini był zadowolony ) poprzez zwiedzanie wszystkich zakamarków prababcinnego domu, przez spanie na świeżym powietrzu, karmieniu w parku (pierwszy raz w miejscu publicznym karmiłam piersią! Dla mnie chyba większe przeżycie niż dla Bombla bo on zadowolony migiem usnął :) zdziwione że jeszcze karmię? ano tak... na "ululanie". najlepsza metoda. hehe ) i powrót z podobnymi przeżyciami jak droga w stronę "do prababci". Gdy dojechaliśmy do domu a Bombel został wykompany w dziecko wstąpiły kolejne niespożyte podczas jazdy zapasy energii i tak rozrabiał jeszcze ładną chwilę aż w końcu padł. Chwilę później padła mama i nawet nie pamięta ile razy wstawała w nocy a wydaje jej się że tylko raz? co jest chyba mało prawdopodobne... no ale może... może... :)

Dziś też wrażeń nie brakowało ani Małemu ani mi. Szczególnie po południu kiedy to wybraliśmy się na działkę. Bombel wypuszczony na wolność z wózka nie chciał chodzić ani za rękę ani "w eskorcie" no więc matka (z bólem serca i przejęciem oraz strachem w oczach) postanowiła zbierać maliny, dziadek zajął się rozsadzaniem truskawek a Bombel... no cóż. Bombel sam, podkreślam SAM biegał po całej działce. Nie straszne były mu winogrona, przy których wciąż kucał próbował zrywać kuleczki i gadał jak nakręcony po swojemu, nie straszne mu dróżki po których biegał, ani maliny. Raz chciał się nawet o nie oprzeć. Tak, tak dobrze czytacie. Próbował się oprzeć i... wpadł w krzaczki :) Jednak nawet się nie skrzywił, szybko pomogłam mu wstać, ten się na mnie popatrzył, obrócił głowę w drógą stronę i już go nie było znów. Wędrował tak, nawet i do dziadka. Łaził po świeżo przesadzonych krzaczkach, udeptywał, chciał podlać lecz z konewki wylało się trochę za dużo... łapał się za łopatę, grabki, aż w końcu stwierdził, że na działce to najlepiej wszystko robić gołymi rękami. Tak też poczynił aż w końcu ziemia była wszędzie - w sandałkach, na spodenkach (wcześniej umoczonych w wodzie...), na koszulce, rączkach, a nawet i nosie. A co tam. Przecież fajnie jest podrzucać ziemię do góry bo ona tak fajnie się w powietrzu rozlatuje :) Gdy już te wszystkie jakże męczące zajęcia mu się znudziły pobiegł do altanki, tam spędził chwilę, jednak przypomniał sobie, że chyba coś koło dziadka zostawił, chciał do Niego pobiec i nagle BĘC i słychać płacz. Wiadomo było od razu, że coś się stało. Wcześniej jak upadał to nawet się nie skrzywił, ale jak już płacz - znaczy się "coś się dzieje". Podbiegłam. A tam - Bombel próbuje wstać pupą do góry, podnoszę go a tu kolanko rozwalone. Tylko delikatnie. Małe "zadrapanie". Nawet krew właściwie nie leciała, ale widocznie się uderzył mocniej i go zabolało i sobie trochę rozciął... Wzięty na ręce chwilę popłakał, potem nóżkę umyliśmy wodą czystą, pocałowaliśmy i już było po płaczu i wszystko ok. No i oczywiście... chciał dalej biegać! :) Jednak musieliśmy się już zbierać...

Tak więc jak widać, wrażeń nam ostatnio nie brakuje, a mama podobnie jak syn pada po całym dniu na pyszczek. Szkoda tylko, że mama chciałaby przesypiać CAŁE nocki a Bombel już niekoniecznie, bo przecież w nocy tak fajnie się przytulić do mamy i maminego cyca... no cóż :) Masz matko jak żeś chciała karmić :)

wtorek, 28 sierpnia 2012

o krzyku i złości

Czasem jest dzień kiedy mamy wszystkiego dość. Ludzi dookoła nas. Siebie samych. Naszych dzieci. Itd. Itp. Czasem nawet ja sama mam dzień, że wszystko i wszyscy mnie wkurzają, że nie mam siły po 15 razy mówić Bombeliniemu, że tego akurat nie wolno czy coś. Jednak staram się jak mogę, żeby na Niego nie krzyczeć. I tak wracając przez prawie cały nasz wspólny rok pamięcią nie zdarzyło się chyba, żebym na Niego chociaż raz krzyczała. Fakt faktem, że czasem powiem coś bardziej stanowczo, podniosę odrobinę głos (lecz nie do krzyku) czy zrobię surową minę, ale nigdy na Niego jeszcze nie krzyczałam. A co dopiero żeby podnieść rękę czy coś. W życiu! A co dopiero żeby robić to na spacerze, placu zabaw czy na mieście na zakupach... Nie i już. Nie ma o czym mówić. Nawet gdy po raz kolejny muszę coś tłumaczyć, biegać za Nim bo leci tam gdzie nie wolno, czy chce coś czego nie powinien dostać w swoje rączki... I wiem, że gdy ja jestem zła i gdy np. kłóciłam się z Wu to On wszystko odczuwa... Wiem, że to nie jest dobre ani dla mnie ani tym bardziej dla Niego. Bo gdy ja się złoszczę to On złości się jeszcze bardziej i tak mogłoby bez końca...

A dlaczego o tym piszę w takim razie? Ano dlatego, że będąc dziś na spacerze widziałam mamę, która najpierw niosła córę na rękach (dziewczynka ok.2latek...) a później coś tam ona zrobiła czy coś i wiem, że rozpłakała się na rękach u mamy a ta wsadziła ją ze złością do wózka i jechała a mała płakała, po czym słyszałam tylko prawie, że wykrzyczane "gdzie masz smoczek!?"... Zdziwiłam się. Minęłam. Tylko pomyślałam co pomyślałam. No bo przecież, lepiej dziecko zostawić żeby się wypłakało albo zatkać je smoczkiem nie? 

Staram się reagować na potrzeby Bombla. Nie spełniam wszystkich Jego zachcianek... Nie daję mu wszystkiego co chce, bo na wszystko pozwolić mu nie mogę, choć wiem, że czasem bardzo by czegoś chciał... Jednak nie zostawiam Go NIGDY płaczącego samemu sobie... Nie zatykam smoczkiem i nie odstawiam w kąt bo coś tam zrobił. Staram się tłumaczyć. Dużo przytulam. I tak jest lepiej ... bo widzę, że staje się bardziej samodzielny, nie płacze ( przynajmniej robi to bardzo sporadycznie) gdy powiem, że czegoś nie wolno. Gdy nie krzyczę to lepiej się "dogadujemy". :)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Potrzebuję... + dopisek

kopa. Tak dobrze widzicie. Kopa. Natychmiast. Żeby wziąć się w garść i zacząć wszystko ogarniać. W domu panuje artystyczny nieład. Ja sama siebie też nie mam ani czasu ani ochoty czasem ogarniać... Brak mi takiego kopa na rozpęd.
Postanowiłam, że już od dziś muszę się za to wziąć. Najwyższa pora to wszystko ogarnąć. A mianowicie: na ogródku przy domu jeżyny proszą się o zerwanie i straszą opadnięciem gdy nie zrobię tego jeszcze dziś. Podobnie maliny na działce. Działka woła o pomstę do nieba. Najwyższa pora skosić trawę (do tego muszę zagonić Wu. i teścia:) ) a po za tym czas też pozbierać to co wypadałoby już zebrać no i poplewić choć odrobinę. Ponad to do ogarnięcia na już jest łazienka, gdzie moje włosy można znaleźć wszędzie (choć mam wrażenie, że tylko mnie one przeszkadzają...) po za tym do umycia jeszcze przed urodzinami wszystkie okna, meble i każdy najmniejszy zakamarek gdzie czai się kurz... Wszystko aż prosi się o pożądne wyszorowanie...
No i wypadałoby samą siebie ogarnąć... włosy zafarbować, paznokcie i ręce do ładu doprowadzić... ah szkoda gadać. Pora się za to wszystko po prostu wziąć i przestać narzekać i marudzić. Czas zakasać rękawy i do dzieła bo chyba jeszcze dni kilka a zarośniemy kurzem :D
A tym czasem w środę jedziemy do pradziadków więc cały dzień po za domem... :)
Mam nadzieję, że odpocznę, nabiorę sił i jeszcze szybciej uda mi się wszystko ogarnąć :)
Zmykam bo mój Mały Potworek już wstał ... :)

dopisek. 22:50
Chyba Wasz internetowy kopniak podziałał :) Maliny i jeżyny pozrywane, a nawet robi się z nich już soczek na zimę :). Łazienka i kuchnia sprzątnięta, pokój ogarnięty, podłogi w całym domu zmyte a nawet pranie się poskładało i co niektóre rzeczy zostały potraktowane żelazkiem :) Teraz tylko zostałam do ogarnięcia ja sama - jednak dziś już brak sił totalny. Zaraz tylko szybki prysznic i lulu... a jutro ... jutro totalne odgruzowywanie siebie samej :) Będzie kąpiel, balsamowanie, manicure, pedicure i inne udziwniacze, żeby jakoś wyglądać w środę u pradziadków :) (znaczy się Bombla pradziadków a Wu. dziadków). Więc zmykam. Dobranoc kochane :)

sobota, 25 sierpnia 2012

o Przytulaku moim kochanym...

Kochanie moje malutkie chwilowo śpi... Za oknem buro i ponuro, wieje wiatrzycho i tak nieprzyjemnie dziś. Bombel zanim zasnął był strasznie marudny, siedział z Wu. a ja chwile robiłam coś przy kompie... nie chciał się ani bawić z Wu. ani autkiem ani nic nie pasiło... Myślałam, że to jeszcze nie pora na spanie bo zazwyczaj zasypiał ostatnio po 12... ale odeszłam od kompa i siadłam koło Bombla na podłodze a On... przyszedł do mnie i zaczął wspinać mi się na kolana... później się wtulił we mnie i ... usnął. Tak sam od siebie. Czortek mój kochany. Ostatnio takich przytulankowych chwil jest bardzo dużo. Zauważyłam, że bardzo lubi się przytulać i wygłupiać na łóżku, ale w większości tylko ze mną. Z Wu. też chwilę się pobawi ale z przytulaniem to już nie koniecznie... chwilke a później piszczy i się wygłupia a przytulać się nie chce. Tylko do mamy.

Ostatnie dni uciekają nam strasznie szybko... na nic nie mam praktycznie czasu. Wszystko w biegu. Nie ma chwili spokoju. Ciągła zabawa z Bomblem i ogarnianie domu pochłaniają całe godziny i mnie w zupełności. A mnie tymczasem brakuje kogoś do pogadania... chciałabym z kimś usiąść i pogadać (brakuje mi przyjaciółki?) albo chociaż móc popisać smsy czy pogadać przez telefon... brakuje mi kogoś z kim mogłabym pogadać o Brzdącu, o Wu., o codziennym życiu, o problemach, o radościach i smutkach... i wiem, że mam Was... ale zapewne wiecie jak to jest gdy na codzień brakuje takiej osoby... bliskiej osoby...

piątek, 24 sierpnia 2012

Zły dzień...+ dopisek..

Bombel dzisiaj od rana buczy... o wszystko... bo książeczka nie taka, bo przy jedzeniu pilot nie ten, bo zabawki nudne, bo ubrać na spacer się nie chce, bo na spacerze kamyki są takie a nie inne, bo w końcu do domu trzeba wrócić, bo siedzieć mi się nie chce, leżeć też nie, a może mnie mamo ponosisz albo może już nie no i co by nie było to jest bee... teraz chwilę się zajął autkiem o którym Wam wcześniej pisałam, tym co dostał od Wu. siedzi w nim i bawi się pilotem który do tego autka jest... a ja już wymiękam dzisiaj. Mam dość...

Na dodatek jakiś podły humor, nic się nie chce, czuję się źle sama ze sobą, w swojej skórze, włosy mi wypadają, nie mam czasu pomalować paznokci, czuję się nieatrakcyjna i w ogóle to wszystkiego mam dość...

dopisek. 20:55
Bombel od pół godziny śpi. W końcu zapadła błoga cisza. Choć nie powiem, bo po popołudniowej drzemce wstał był już całkiem inny. Można się było pobawić, powygłupiać, całkiem inne dziecko jak się wyspał. Tak myślałam, że to o spanie chodzi bo rano wstał wcześniej niż zawsze i widać było że jakiś taki nie wyspany... Mam nadzieję, że jutro wstanie w lepszym humorze :)
A i mi było lepiej gdy On już nie płakał, tylko się przytulał, bo taki się przytulak z Niego zrobił teraz straszny i ciągle by się tylko przytulał. Kochany Mój. Teraz piję sobie herbatkę i odpoczywam... a zaraz chyba pójdę lulu bo padam dziś na pyszczek.... najwyżej jutro wcześniej zacznę dzień by wszystko ogarnąć...

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

jedenasto miesięczny Bombelek...

... potrafi już tak wiele. Sam chodzi po całym domu, kręci się wkoło siebie a na słowa "dawaj go" przyśpiesza kroku. Chętnie zagląda do maminego talerza, bo to ze mną najczęściej je, ale i taty talerz nie zostaje omijany całkowicie. Dopomina się swojego. Pokazuje paluszkiem albo rączką co chce w danej chwili sięgnąć albo co chce żeby mu dać/pokazać. Wciąż jest maminym cycusiem i dobrze nam tak razem :)
Lubi się przytulać, gdy jest śpiący to wtula się i nuci sam sobie. Potrafi pokazać misiowy nosek i oczko, wie gdzie w Jego ulubionej książeczce jest piesek i pokazuje go paluszkiem, a dziś nawet przytulał się do tego papierowego pieska :)
Ostatnio dostał też autko takie na akumulator od tatusia (hmm krótko mówiąc, tatę wcięło na cały dzień, pokłócił się z mamą oczywiście, miał niby robić tatuaż jakiś... zadzwonił gdy ja prawie miałam usypiać Bombelka czy po niego przyjadę... pojechałam i tylko dlatego, że zobaczyłam to autko to wybaczyłam, że cały dzień znów go nie było...), autko jest teraz największym hitem. Gra gdy naciśnie się na kierownicy guziczki(to uwielbia Bombelek), jeździ gdy nadepnie się pedał(to zajęcie dla mamy) albo ze specjalnego pilota(ulubione zajęcie taty), Przy autku albo w nim mógłby chyba spędzić cały dzień :).
Planuję te ich urodzinki. Bombelka i mojego taty. Będzie przy największej zakładanej opcji 14 osób ale pewnie i tak wszyscy nie przyjdą i będzie nas z 10 albo i mniej... ale co mi tam. (Już się przyzwyczaiłam, że od nas właściwie nie ma kto przyjść bo brat w Anglii, a ciotki w innym mieście i nigdy jakoś tak nie po drodze a od Wu to w ogóle problem żeby przyjść do syna, wnuka, brata i w ogóle... a szkoda gadać... Pomału mnie to wkurza. "Rodzinka". I ja się potem dziwię, że on jest taki jaki jest... ) Zrobię i Bombelkowi i tacie tort, jedno ciasto, sałatkę i kto chce niech przyjdzie, kto nie to trudno, płakać za nikim nie będę. 
Roczek tuż tuż. Kiedy to zleciało. Pamiętam jak jeszcze tak nie dawno, rok temu o tej porze, nie mogłam się już doczekać. Pamiętam jak mówiłam do brzuszka, że może się już pokaże mamie i tacie. Dziś brzuszek to mój kochany rozrabiak, który aktualnie śpi ale w dzień rozrabia jak szalony. Kocham tego MOJEGO SYNKA! Nie wyobrażam sobie życia bez Niego! I choć tak bardzo zmienił mój świat to jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie mając takiego Bombelka!

sobota, 18 sierpnia 2012

o nominacji słów kilka...

Na wstępie chciałam podziękować czytaczom za ujawnienie się :). Cieszę się, że jesteście tu ze mną, gdy trzeba to wspieracie, gdy trzeba opierdzielicie a gdy trzeba lub nie to po prostu że jesteście :*

Zostałam już wytypowana przez A. oraz JMJ odznaczeniem Versatile Blogger, za co bardzo dziękuję :)

W zamian mam napisać 7 rzeczy których o mnie nie wiecie, więc... :
Uno: Mam tatuaż. Literkę "W" w miejscu dostępnym tylko dla Wu oczywiście. Zrobiona trzy tygodnie po tym jak się poznaliśmy z Wu. Dodatkowo moi rodzice o tym nie wiedzieli, mama dowiedziała się dopiero gdy była ze mną na badaniu podczas ciąży i przy usg zobaczyła, tata nie wiem czy wie do dziś (jeśli mama mu powiedziała to wie, jeśli nie to jest nieświadom:).)
Due: Bombeliński NIE BYŁ wpadką jak myślą co poniektórzy...  Niech cały świat się dowie: Bombel był moim świadomym wyborem! Może nie do końca wyborem Wu. Za to ja chciałam bardzo mieć dziecko, od pewnego czasu z Wu o tym rozmawialiśmy i on był zdania, że "chce ale jeszcze nie teraz". A ja postanowiłam, że WŁAŚNIE TERAZ W TYM MOMENCIE! I stało się... Wu. został "zgwałcony" ale nie miał nic przeciwko :) Chciał.! Nie jeden raz śmialiśmy się z tego, że niby go "zgwałciłam". Ale taka prawda. Chciałam, mam, jestem przeszczęśliwa w związku z tym. 
Tre: Gdy Wu. zaczął do mnie pisać a ja nie wiedziałam kto to, bo kompletnie nie kojarzyłam go z imienia i nazwiska nie chciałam z nim pisać... Dopiero gdy po jakimś miesiącu czy półtora wrzucił swoje fotki na nk ja się do Niego odezwałam, bo gdy zobaczyłam go na zdjęciach pomyślałam sobie "On MUSI być mój". No i jest aż do dziś :). Później mi to wypominał, że nie chciałam do niego pisać bo nie wiedziałam jak wygląda. 
Quatro: Nasz związek liczyliśmy od drugiego dnia kiedy się spotkaliśmy. Pierwszy raz widzieliśmy się 28 grudnia 2008 a związek liczymy od 29 grudnia 2008 roku. Wtedy spędziliśmy prawie cały dzień razem. Było siedzenie nad jeziorem, grzanie rączek pod Jego kurtką, ognisko rozpalone specjalnie dla mnie i dłuuugie pocałunki (przyznał się, że nie mógł mi się oprzeć:D ). Od tamtej pory nierozłączni (było tylko kilka dni przez te ponad trzy lata że się w ogóle nie widzieliśmy...)
Cinque: Przez swoich "chłopaków" straciłam dwie "przyjaciółki". Pierwszą przez mojego pierwszego "poważnego" chłopaka... a drugą przez... Wu. Tak, tak. Przez Wu. Nie pytajcie dlaczego wybrałam Wu. a nie przyjaźń bo to bardzo długa historia... Podobnie jak w tym pierwszym przypadku. 
Sei: Zawsze miałam "fisia" na punkcie zeszytów, książek i innych przyborów szkolnych. Zazwyczaj gdy zaczynały się wakacje to ja po dwóch tygodniach "tęskniłam" już za szkołą :D Uwielbiałam kupować zeszyty i książki. Podpisywać je i ... czytać! Tak, właśnie. Zazwyczaj zanim zaczął się wrzesień, większość książek szkolnych miałam już dobrze przejrzanych i wiedziałam gdzie co i jak. I nie żeby mnie ktoś do tego zmuszał. Ja tak sama z siebie. Nie wiem skąd mi się to brało.... Po prostu taka już jestem. A teraz... brakuje mi tego! Nie mogę już kupować książek ani zeszytów bo od września już nie będzie szkoły... aaa gdy to sobie uświadomiłam w serduchu poczułam lekkie ukłucie i ... smutek.!
Sette: Gdy kończyłam podstawówkę byłam na "zielonej szkole" we Włoszech. Północne Włochy. Te "lepsze", "bogatsze", "inteligentniejsze". Gdy zaczęły się wakacje pojechałam na dwa miesiące do ... WŁOCH. Do moich rodziców, którzy akurat tam pracowali wtedy obydwoje i chcieli dzieciom zafundować taką atrakcję. Były to dwa miesiące we Włoszech południowych. Tych "biedniejszych", "mafijnych". Wtedy pokochałam ten kraj całym sercem. Bardzo chciałabym tam wrócić. Włochy to długa historia na osobną notkę. Uwielbiam sobie przypominać ten czas kiedy tam byłam i bardzo żałuję, że mam stamtąd tylko kilka zdjęć. Cała reszta jest w pamięci... Kocham ten kraj, język, tamtejsze obyczaje, jedzenie no wszystko, wszystko.... Stąd też "odliczanie" po włosku :) 

Za pewne znalazło by się jeszcze kilka rzeczy ale coś muszę zostawić w zanadrzu, żeby móc Was zaskoczyć jeszcze innym razem ;) Teraz nominuję: NiebieskąBajkęKatięKarolcięŻabkęIną oraz Siksowną no i wszystkich, którzy chcą się w to bawić :* 

Na dziś to chyba starczy bo i tak macie co czytać ;) Już niedługo obiecuję naskrobać tu kilka słów o Bombelku i kilku innych sprawach bo trochę się widzę tego nazbierało :) :*

czwartek, 16 sierpnia 2012

Liczymy się.

Kochane i Kochani(choć takowych pewnie nie ma?), ogromną prośbę do Was mam. Zarówno tych komentujących regularnie jak i nie a także do tych którzy tylko poczytują a się nie ujawniają. Proszę żebyście pod tym postem zostawili mi wszyscy namiary swoje, lub chociaż znak, że jesteście i czytacie. Będzie mi bardzo miło i będę bardzo wdzięczna za choćby słówko czy uśmiech :)  Pozdrawiam!

ps. Dziś Bombini kończy 11 miesięcy... jak to zleciało. Jeszcze miesiąc i będziemy świętować roczek. Czas pędzi jak szalony... Wkrótce będzie też notka o jedenasto-miesięcznym Bombelku.

wtorek, 14 sierpnia 2012

cierpliwości...

trzeba mi cierpliwości... bo moja momentami jest na skraju wyczerpania a ja sama mam ochotę stanąć na uszach i klasnąć rzęsami.!

eh. Życie Matki Polki bywa okrutne. Szczególnie gdy po raz kolejny mówisz "nie wolno" a Twoje Ukochane Jedyne Najcudowniejsze Dziecię wpada w szał i płacze tak, że ani tłumaczenie, ani noszenie na rękach, ani zabawianie, ani całowanie, ani śpiewanie, tańczenie a nawet pozostawienie samemu sobie nie daje ŻADNYCH efektów. ŻADNYCH. Dopiero jakieś COŚ się musi w główce poprzestawiać i wtedy nagle cisza... a po minucie uśmiech od ucha do ucha i zaciesz. Takie zmienne nastroje to miewa ostatnio Nasz Synuś. A mama dostaje na głowę momentami bo nie wie co ma zrobić, żeby dobrze było Bomelkowi i jej samej też.

A swoją drogą to zauważyłam, że Bomelkowi na spacerach coraz mniej potrzebny jest wózek, najlepiej i najchętniej to na nóżkach wszędzie i najlepiej byleby blisko placu zabaw. Nasze Dziecię uwielbia bowiem spędzać czas na świeżym powietrzu a gdy tylko jesteśmy w domu na choćby pół godziny to On będzie stał pod oknem, przesuwał kwiatki, krzyczał do okna i płakał albo stał pod drzwiami i krzyczał oraz bawił się łańcuszkiem. Obydwie te rzeczy sugerują bardzo dosadnie "JA CHCĘ NA PODWÓRKO.!!!"

I takie to ostatnio życie Matki Polki, którą od prawie 11 miesięcy stałam się w zupełności...

niedziela, 12 sierpnia 2012

o testowaniu ... mnie samej i o sposobie na złość

Bombel ostatnie dni przechodzi chyba jakiś etap pt. "ile mi wolno". Mam wrażenie, że mnie sprawdza. A dokładnie chodzi mi o to, że sprawdza na ile JA mu pozwolę. Jeśli coś jest nie po Jego myśli, nie chcę z nim wyjść w danym momencie, pójść gdzieś, czegoś dać, coś pozwolić to jest straszny płacz a jednocześnie ciągłe patrzenie na moje reakcje. Wczoraj byłam już u kresu sił, rano lało a On ewidentnie chciał iść na dwór bo łaził od okna do drzwi wyjściowych i tam po swojemu sobie krzyczał, starałam się delikatnie, spokojnie wytłumaczyć, że teraz pada deszczyk, że pójdziemy później, pokazywałam przez okno, że jest zimno i pada. Nie skutkowało. U mojego taty w pokoju jest duże łóżko i biurko i jak krzesło jest wsunięte to można przejść do okna jeśli ktoś siedzi przy kompie to takiej możliwości nie ma. Bombel poszedł tam wczoraj i zaczął tak strasznie płakać bo my nie chcieliśmy go puścić do tego okna bo płakał tam i ściągał kwiatki. Zaczęłam pokazywać mu misia żeby zainteresować czym innym - nie pomogło, zagadywałam - nic. Więc w końcu ja wyszłam z pokoju a tacie powiedziałam, żeby nie zwracał na Niego uwagi ale miał go na oku w razie czego. I ku mojemu zdziwieniu po dosłownie minutce zapanowała cisza a Bombel sam zajął się miśkiem który stał w drugiej części pokoju. Na spacerze był drugi test - zobaczył plac zabaw i strasznie chciał do Niego iść, ja z racji tego, że byliśmy z wózkiem nie mogłam go zostawić gdzieś tam i sobie pójść i to jeszcze przez płot bo za płotem był owy plac zabaw. Zaczęło się wyginanie do tyłu i płacz. Miałam w nosie, że wszyscy na mnie patrzą. Wzięłam wózek, Bombla na ręce i szłam tłumacząc mu spokojnie, że pójdziemy na inny plac zabaw, że tutaj nie wolno. Nie krzyczałam. Starałam się być opanowana. Broń Boże nawet nie pomyślałam o tym, żeby "dać klapsa". I szczerze mówiąc jestem w szoku do tej pory, że gdy opowiedziałam tą historię mamie przez telefon wczoraj wieczorem, ona powiedziała mi, że trzeba było dać klapsa to by się może uspokoił. Wybuchłam wtedy i powiedziałam jej, że ja na Niego ręki nie podniosę NIGDY i nie pozwolę by robił to KTOKOLWIEK. Dzieci się nie bije! To nie jest metoda wychowawcza. Tak nie zachowują się prawdziwi rodzice. Tym bardziej, że ja sama nie pamiętam, żebym dostawała "klapsy". Pamiętam co prawda tylko raz. Jeden jedyny raz. Jednego klapsa. Jak byłam może 6 czy 7latką. Za to że chyba coś odpyskowałam czy coś. Więcej nikt nigdy na mnie ręki nie podniósł. Ja nie mam zamiaru w taki "sposób" wychowywać swojego dziecka. Wiem, że to nie "pomaga" a wręcz pogarsza sprawę. Dziecko potrafi sobie nawet jednego klapsa zapamiętać (tak jak ja właśnie) i pamięta to później do końca życia. I nawet jeśli nie bolał tyłek, to boli serce. NIE BIJĘ i bić NIE BĘDĘ! Nie pozwolę NIKOMU podnieść rękę na moje dziecko!

A jaki znalazłam sobie sposób na złość? A mianowicie kuchnia - pieczenie. Dziś rano popełniłam murzynka ze śliwkami. Bombel bawił się w kuchni łyżkami, pudełkami a ja mogłam się zająć kręceniem, rozpuszczaniem, mieszaniem itd. W wyniku czego efekt widać na zdjęciu. Taki oto mój sposób na rozładowanie energii, złości, stresu i wszystkich negatywnych emocji. Wszystkie je staram się wgnieść, wmieszać jak najmocniej. To pomaga. W trakcie poprawia się humor. A mieszające się składniki rozluźniają emocje. Zabierają na moment w magiczny świat, uwielbiam patrzeć jak mieszają się kolory, składniki i wszystko zamienia się w jedną, jednolitą masę. Polecam. To zdecydowanie lepszy pomysł niż wyżywanie się na Bogu ducha winnych dzieciach, czy innych ludziach.

Dzieci szczególnie tak małe jak Bombel nie rozumieją jeszcze tak wielu rzeczy, dlaczego więc my, ludzie dorośli, za nich odpowiedzialni, za to jacy będą mamy im pokazywać tą złą stronę życia? Pokazujmy im to co piękne. Pokazujmy im i uczmy, że przytulenie, spokojna rozmowa i wyrażanie emocji nie boli a pomaga. Że lepiej jest pogadać, przytulić, pocałować niż uderzyć. Pamiętajmy, że to nie jest "metoda" wychowawcza.


ale się rozpisałam... ale myślę, że warto było się wygadać.

piątek, 10 sierpnia 2012

O spaniu, zakupach i wypadku

Jakoś brak mi ostatnio weny, chęci i natchnienia... wszystko mnie złości... czyżby znowu pms? eh. możliwe....

Bombelini faktycznie przestawił się już na jedną drzemkę w ciągu dnia. Wstaje rano po 7 koło 8. Rozrabiamy, idziemy na spacer, jemy oczywiście, bo Bombel teraz pochłania wszystko co mu w rączki wpadnie, a gdy już się wystarczająco zmęczymy obydwoje to On pada spać (zazwyczaj jakoś koło 12 albo parę minut po.) a mamuśka ma ok. 2 godzin na sprzątanie, zrobienie obiadu i jeśli starczy czasu na chwilę dla siebie. Później jest obiadek, zabawa, spacer, kolacja, kompanie, zabawa (ale już taka spokojniejsza), cycuś i z reguły koło 21 jest już w łóżeczku. Wtedy ja mogę sobie spokojnie usiąść i zrobić cokolwiek wiedząc, że przebudzi się tylko na karmienie i będzie spał dalej... Ostatnio jednak przez parę dni był problem bo zasypiał i budził się po ok. godzinie ze straszym płaczem i nie można go było uspokoić... jakieś pomysły na powód takiego zachowania? Tak dzisiaj myślałam i myślałam i wymyśliłam, że to może dlatego, że śpi tylko raz i za dużo wrażeń w dzień? Sama już nie wiem.

Dziś nabyliśmy też kolejną parę bucików. Jesteśmy bogatsi o nowe śliczne adidaski dla Bombeliniego. Białe z niebieskimi noskami i żółto-zielonymi wstawkami. Na cylepiec :) Buciki w sam raz na chłodniejsze deszczowe dni, których ostatnio nam pod dostatkiem no i mam nadzieję, że będą w sam raz na jesienne słoneczne dni. Musimy się też chyba zaopatrzyć w kalosze :) Bombel już wszędzie gdzie tylko może to śmiga. Co prawda na spacerkach za rączkę, i tylko parę kroczków pozwalam mu zrobić samemu (tak, boję się, że się wywróci i jako nadopiekuńcza mamuśka nie chcę do tego dopuścić:) ).
Tym bardziej, że ostatnio Bombel wyciął mi i mojemu tacie (czyt.dziadkowi) numer... a mianowicie byliśmy razem w jednym z supermarketów na zakupach. Tato wziął wózek ale z racji tego, że szybko zaczął się zapełniać produktami to postanowił, że przecież skoro Kacperek już chodzi, to może trzymać się wózka (mówie oczywiście o tym sklepowym:) )no i tak też zrobił, chwilę później gdy my staliśmy przy regale z jogurtami i zaabsorbowaliśmy się tym jakie by tu wybrać dosłownie przez sekundę odwróciliśmy wzrok od Kacpra i wózka a gdy spowrotem popatrzyliśmy na wózek - Kacpra nie ma. Patrzymy a on idzie sobie środkiem ścieżki między regałami zadowolony i jak nas zobaczył to jeszcze przyśpieszył kroczku ale szybko Go złapałam :) Na szczęście oddalił się tylko na dwa moje kroki od wózka więc był cały czas w zasięgu ręki. Dobrze, że sklep był prawie pusty i że Bombel się do regałów nie dopadł bo było by jeszcze "weselej". :)

Takie to nasze życie z Bombelkiem. Wesołe. On potrafi każdemu poprawić humor.
Kocham tego Mojego Bombelka nad życie!


ps. a wczoraj schodząc ze schodów z Kacprem na rękach spadłam z dwóch ostatnich schodków. Nie wiem jak ja to zrobiłam, patrzyłam na Niego chyba i mi się noga jakoś podwinęła... Jemu nic się nie stało, bo jak leciałam to zdążyłam go sobą zasłonić żeby się nigdzie nie uderzył i On spadł na mnie, za to ja tak krzywo stanęłam, że nie mogłam wstać a później cały wieczór, noc i dzisiaj boli mnie noga. Kostkę mam jakąś większą chyba (tak mi się wydaje) i choć nie jest opuchnięta to boli. Boję się, żeby mi się tam nic nie narobiło :( I w tym całym zdarzeniu to cieszę się tylko, że Kacprowi nic się nie stało...

wtorek, 7 sierpnia 2012

tydzień... 7 dni... 168 godzin i aż 10080minut...

minął tydzień odkąd byłam tu po raz ostatni. Tydzień w którym było zarówno bardzo wiele chwil tych smutnych jak i tych wesołych i szczęśliwych. Tych drugich to w większości za sprawą Bombelka. To On przyprawia o uśmiech i nie pozwala mu schodzić z twarzy.

Przez tydzień czasu zauważyłam naprawdę wiele zmian w Jego zachowaniu. Czyżby przechodził jakiś "skok rozwojowy"? :) Po domu śmiga już bardzo sprawnie. Do tej pory za każdym razem jak chciał się obrócić to zaliczał pac na pupę. Teraz obraca się jak chce i idzie dalej nie zważając na leżące pod nogami zabawki, porozrzucane spinacze do bielizny, książki, smoczki itp. :) Ponadto coraz sprawniej idzie mu picie z kubka niekapka. Do tej pory gryzł tylko ustnik i nawet gdy przechylało mu się butelkę to nie bardzo wiedział jak to zrobić żeby tam coś poleciało. Teraz potrafi już ładnie pić choć czasem zapomina się, że trzeba dać kubeczek rączkami do góry i trzeba mu go podtrzymać żeby się napił. Dopomina się o rzeczy, które leżą np. na komodzie, stole lub ladzie w kuchni - próbuje się na nie wspinać :) tak, tak... podchodzi do mebli, wyciąga rączki do góry i piszczy albo "gada" tak długo aż ktoś w końcu albo coś mu da stamtąd a najlepiej to podniesie Jego by mógł sam wziąć sobie upragnioną rzecz o którą tak się upominał. A i tak najbardziej rozbrajający jest wtedy gdy podchodzi do parapetu, wyciąga rączkę do kwiatków, patrzy na mnie lub Wu., my wtedy mówimy, że nie wolno i kręcimy głową i On kręci główką, że "nie" i z rozbrajającym uśmiechem dalej chce przesuwać kwiatki :) 

Ponad to ostatnimi czasy chyba próbuje się przestawić na jedno spanie w ciągu dnia. Dziś się udało, spał od 12 do prawie 14 i później zasnął dopiero po 20. W nocy jednak się budzi jeszcze dość często... za często... no ale cóż. I wczoraj przeszedł samego siebie... bo chciałam żeby też po jednym spaniu w południe położył się wieczorem koło 19-20 ale nie, nie wytrzymał i padł o 18:30 i miałam nadzieję, że może jednak już prześpi noc (z pobudkami oczywiście, ale w sensie że będzie się wybudzał tylko na karmienie) a On zrobił sobie pół godzinną drzemkę, po czym nie chciał cyca, wstał pełen werwy i energi i wojował ze mną i z moim tatą prawie do północy (Wu. był w pracy, żeby nie było, że się synem nie interesował, po prostu go nie było). Dziś spał do 8:30 i może dlatego też później udało się zaliczyć tylko jedną drzemkę. Zobaczymy jak to dalej pójdzie z tymi drzemkami w dzień...

A co do przykrych spraw sprzed tygodnia... nie będę o tym pisać tutaj. Smutki są w innym miejscu w sieci. Tym najbardziej zaufanym wysłałam zaproszenie mam nadzieję, że nie pomijając nikogo... kto nie dostał, proszę o wybaczenie ale wysyłałam tylko osobom, z którymi mam dość dobry kontakt i z którymi w blogowym świecie znam się już trochę dłużej... 
Dlatego też zachęcam do komentowania, bo może gdy bardziej Was poznam i wiem, że mogę zaufać to wyślę kolejne zaproszenia...? 

Aha i trochę na moje usprawiedliwienie: u Was jestem na bieżąco. Czytam. Jednak ostatnie dni pochłonęły całą moją energię i nie miałam głowy do komentowania. Postaram się nadrobić. Całuję Was kochane!

środa, 1 sierpnia 2012

czas na zmiany? + dopisek

nie wiem czy na lepsze czy na gorsze... znikam na kilka dni z blogowego świata... muszę uporządkować swoje życie...

dopisek.
nie wiem czy zrobiłam dobrze... mam nadzieję, że tak. ale o tym nie tutaj... jest inne miejsce, niektórzy dostaną zaproszenia dlatego proszę o maile. muszę się gdzieś, komuś wygadać, wypłakać. a naprawdę nie mam komu...